Całkiem niedawno Ekstraliga Żużlowa ogłosiła terminarz rozgrywek na sezon 2016. Władze spółki wraz z telewizją odtrąbiły propagandowy sukces, podkreślając "mityczne" 73% jako ilość meczów objętych transmisją telewizyjną na żywo. Na pierwszy rzut oka kibic żużlowy powinien przyjąć taką wiadomość z euforią. Oczami wyobraźni widzę już te wiosenne weekendy, podczas których od piątku do niedzieli będziemy się delektować "najlepszą ligą świata" w towarzystwie telewizora, fotela, kapci i zimnych napojów. I to bez przegapienia niemal żadnego meczu. Super? No właśnie, nie byłbym sobą, gdybym nie doszukał się w tej sielankowej scenerii pewnej dziury w całym. Z całym szacunkiem dla profesjonalizmu ekipy nsport, zastanawiam się, czy w aspekcie żużlowych transmisji naprawdę warto iść w ilość...
Główny powód mojego sceptycyzmu wynika z owych nieszczęsnych meczów piątkowych, których - jeśli pogoda pozwoli - może być nawet siedem w tym sezonie. Żużel w dzień roboczy nie jest moim zdaniem najszczęśliwszym wyborem dla klubowych księgowych, co dobitnie pokazały przykłady z lat ubiegłych. Taki termin znacznie obniża frekwencję, a w konsekwencji wpływy z biletów, co w obecnej sytuacji budżetowej wielu drużynom się nie spodoba. Trzeba przecież podkreślić, że gros kibiców nie tylko pracuje w piątki w systemach zmianowych, ale też spora część fanów z prawie wszystkich ekstraligowych ośrodków nie spędza na co dzień czasu w swoich miejscowościach, pracując, ucząc się czy studiując w dużych miastach lub nawet za granicą. Odwiedzając rodzinne miasto w weekendy, niejako przy okazji zahaczają o mecz. No i coś, co już zostało udowodnione empirycznie: każdy mecz telewizyjny, niezależnie od tego czy niedzielny, czy piątkowy, powoduje odpływ publiki ze stadionu. Część klubów wręcz podnosiła atrakcyjność marketingową danego meczu twierdzeniem, że "w telewizji go nie zobaczycie". Teraz to pole działania zawęzi się tylko do 27% spotkań. Stąd pytanie, czy cena, jaką są pustawe trybuny podczas piątkowych meczów, jest warta świeczki vel komfortu telewidza?
Moja druga wątpliwość wynikająca ze zwiększonej liczby meczów telewizyjnych to obawa, czy w połowie sezonu żużel nam się po prostu nie przeje. Obecnie, zimą, jego głód jest znaczny, ale tak szczerze: czy w środku sezonu nikt z was nie odczuwał momentami znużenia ligą, GP, SEC, DPŚ, SBPC i całym tym maratonem, dzień po dniu? Przykład z autopsji: jeszcze kilka lat temu byłem zapalonym fanem transmisji z Polskiej Ligi Siatkówki. Jednak gdy zamiast jednego, hitowego spotkania z kolejki, zaczęto pokazywać bodaj wszystkie możliwe mecze, od poniedziałku do niedzieli, znudziłem się tym sportem do tego stopnia, że dzisiaj nie oglądam go... wcale. Nawet finał historycznych MŚ z udziałem polskiej reprezentacji przepadł mi, bo tak się złożyło, że trzeba było wybierać: albo siatkarze, albo mecz Stali (odwołany, jak się okazało). Nie wydaje mi się - mimo wszystko - by z żużlem szybko stało się podobnie, tym niemniej perspektywa częstszego patrzenia na "widowiska" w stylu 55:35, których niewątpliwie przybędzie, trochę mnie martwi. Czy obecny model pokazywania Ekstraligi, polegający na transmisji dwóch najciekawszych spotkań z kolejki, nie był optymalny?
Ostatni argument to zwykły sentyment i uwielbienie dla tych nielicznych już żużlowych rytuałów, które nam pozostały. Dla niektórych może to okazać się dziwne i niewiele znaczące, ale takie prawidła, nieznane dla innych lig, jak mecze w niedziele, runda DMP w Poniedziałek Wielkanocny, czapka Kadyrowa, odwrotny terminarz rundy rewanżowej (od tego też niestety odstąpiono), 15-biegowa tabela dająca okrągłe 90 punktów, czy (również porzucony już) stały termin rozgrywania Finału IMP 15 sierpnia - uznaję za świecką tradycję, której nie należy tykać. Te mecze w niedziele powinny być czymś takim, jak konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Ga-Pa, który zawsze odbywa się 1 stycznia i nikt nigdy nie wpadł na pomysł, żeby to zmieniać (choć pewnie o godz. 13 po Sylwestrze wielu potencjalnych odbiorców reklam jeszcze śpi). Cóż, na pocieszenie, do tych oryginalnych cech naszej ligi, wyróżniających ją na tle innych dyscyplin, dojdzie nam nowy, nietuzinkowy punkt - seria "planowanych walkowerów" w PLŻ, coś niespotykanego chyba w całej części naszej galaktyki. Zawsze to lepiej niż druga liga złożona z dwóch zespołów, ale zdaje się, że i takie przypadki historia sportu już notowała (DDR Eishockey Oberliga 1949-1990, liczba drużyn: 2). Co nie zmienia faktu, że tym krokiem polski żużel wkroczył na ciut wyższy poziom śmieszności niż dotychczas.
Konkludując, eksperyment z większą ilością transmisji z ekstraligi uważam za ciekawy z punktu widzenia kibica w kapciach, choć ryzykowny finansowo i frekwencyjnie dla klubów oraz całej ligi. Jestem zdania, że jeśli już próbuje się ten pomysł forsować, to szczęśliwszym dniem na transmisje od roboczych piątków byłyby soboty wolne od GP, SEC i IMŚJ, nawet jeśli kolidują z meczem ligi angielskiej. Jeżeli chodzi o moje prywatne zdanie, to absolutnie twierdzę, że dwa mecze z każdej kolejki to telewizyjne optimum, wymuszające większy nacisk na jakość transmitowanych spotkań niż ilość. Sezon pokaże, czy w tej kwestii zmienię zdanie. A wszystkim fanom speedwaya pracującym w systemie zmianowym życzę: W nowym roku samych "dniówek" w ligowe piątki!
Michał (Gorzów)