O tragicznym w skutkach wypadku Krystiana Rempały napisano już dużo. Choć mija czas, we mnie, kibicu speedwaya, wciąż coś siedzi i gryzie od środka. Nie wiem nawet skąd te myśli, przecież podobnych tragedii na torze i poza nim nie brakowało w ostatnich latach. Jednak dopiero ta ostatnia prawdziwie mnie zszokowała i zmusiła do szerszej refleksji na temat mojej ulubionej dyscypliny sportu. Wciąż się zastanawiam, dlaczego ten dramat był inny niż wszystkie poprzednie.
Być może dlatego, że odszedł tak młody i niewinny chłopak, że stało się to na oczach tysięcy kibiców, że tak trudna i długa była walka o życie, że powód tej śmierci najprawdopodobniej był absurdalnym zbiegiem okoliczności, że widzieliśmy, jak bardzo cierpi rodzina. Że w końcu, w jednym ze swoich ostatnich wywiadów molestowany przez natrętnych dziennikarzy Krystian Rempała mówił o celach na Rybnik słowami "jechać bez kontuzji"... Ilu z odbiorców tej rozmowy poczuło wtedy złość, bo nie usłyszało np. słów "zabiję się o Tarnów". Tak, Krystian Rempała zabił się o Tarnów, dosłownie. I co w tej sprawie najgorsze i najsmutniejsze, znakomitej większości "środowiska" nawet ten szokujący fakt nie otworzył oczu. I mówię tu o wszystkich, nie wyłączając kibiców.
Przykład? Nie chcę sięgać daleko, oceniać innych - warto zacząć od własnego podwórka. Pierwszy mecz ligowy po śmierci Krystiana, w Gorzowie z Unią Leszno (5 czerwca). Sprawa jest świeża, w relacjach z innych stadionów dało się wyczuć atmosferę zadumy i spokoju. Mecz w Gorzowie również zaczyna się od minuty ciszy. Jest godnie. ...Po czym natychmiastowo rozlegają się okrzyki: "Unia Leszno starą k***ą jest, k***ą jest, k***ą je-e-est". I to właśnie ten motyw staje się przewodnią pieśnią sektora ultrasów przez całe zawody. Oczywiście akcja rodzi reakcję. Czy można sobie wyobrazić większy brak wyczucia chwili? Chociaż wśród "pikników" odezwało się trochę gwizdów dezaprobaty, wśród ludu kibicującego można było w czasie biegów dostrzec żądzę krwi. "Do płotu go"! "Wywieź ch**a!", "Do małej, mała, mała, mała!" I takie tam inne. Czyli mecz jak każdy. Ja natomiast mając w pamięci wypadek w Rybniku raczej drżałem o to, żeby podobny dramat nie miał miejsca teraz. Żeby jedna z tych "starych k***w", "panienek" czy "łajz" nie uderzyła głową o tor lub bandę. I chyba po raz pierwszy tak na serio poczułem się, jakbym trafił do starożytnego rzymskiego amfiteatru z kipiącymi nienawiścią trybunami. Gdzie ja trafiłem? - pomyślałem. Przecież nikomu źle nie życzę...
Albo historia z ostatniego meczu z ROW-em (3 lipca). Holta schodzi do parkingu po upadku, zaś pan, który zaśmiecił słonecznikiem całą powierzchnię pod nogami (swoimi i nie tylko), z drgawkami i pianą na ustach wykrzykuje wulgarne obelgi pod jego adresem. Jedna za drugą. Wszystko na oczach kilkuletniej córki... Za chwilę z toru schodzi Andreas Jonsson, który dość groźnie upada w tym samym biegu. Co robi gorzowska druga prosta, gdy Szwed przechodzi obok? Gwiżdze, buczy i intonuje... "Zdechł Pies Falubaz".
Co z tego, że kibice w geście pamięci zapalą znicze pod bramą stadionu, że wykupią koszulki, że wywieszą czarną flagę na cześć Zmarłego? Że internauci wklepią [*] i zapewnią o swojej modlitwie? Skoro za chwilę ta sama żużlowa społeczność internetowa obrzuca się, jak co dzień, wulgarnymi komentarzami, wyzywa zawodników od najgorszych za słabą formę, a na stadionach dzieje się to, co zawsze miało miejsce? A może nawet więcej, czego dowodem dawno niewidziane rozruchy, jak na derbach Pomorza i jakieś palenie szalików.
Co z tego, że działacze żużlowi zawsze mówią o zjednoczeniu po tragedii i wspieraniu się nawzajem, skoro za chwilę okazuje się, że to wszystko była gra pod publiczkę, że list otwarty autorstwa Jacka Rempały o wsparcie dla Woryny pisze ktoś inny, że prezes Mrozek straszy prawnikami czy prokuraturą? Szczerze? Po co ta gra pozorów? Nie prościej byłoby od początku nie udawać wielkiego zjednoczenia w bólu?
Tego chamstwa w naszym żużlu jest jakby z roku na rok coraz więcej. Przekraczane są kolejne granice przyzwoitości. Do żadnych refleksji nie zmuszają nas następujące po sobie śmierci na torze czy tragedie poza nim. Liczy się tylko wynik - nie szkodzi, że po trupach czy przy zielonym stoliku. Przyznaję, cała okołożużlowa otoczka uwiera mnie coraz bardziej. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy dyscyplina sportu zabijająca ludzi i wyzwalająca tyle nieludzkich emocji wśród fanów i działaczy, jest warta jakiejkolwiek gloryfikacji czy choćby promocji, którą przecież na tym portalu staramy się prowadzić?
"Masz swój żużel"- usłyszałem z wyrzutem po śmierci Rempały od jednej z osób, która od speedwaya stroni. I musiałem niestety przyznać rację, bo pomimo swojej wielkiej atrakcyjności, to chyba najdurniejszy sport, jaki funkcjonuje na kuli ziemskiej. Im dłużej go obserwuję, tym bardziej wątpię w człowieka. Inna smutna konstatacja: może gdyby nie ja i dziesiątki tysięcy podobnych mi fanów kupujących bilety i nakręcających koniunkturę na naszą ligę i cały ten komercyjny "modern speedway", to może dziś Robert, Rafał, Łukasz, Matej, Lee, Arkadiusz, Grzegorz, Krystian i wielu innych mogłoby dalej być wśród nas?
Michał / GW