KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

NoRiskDo piątku obawiałam się, czy istnieje życie po Drużynowym Pucharze Świata. A dokładniej – czy będzie o czym pisać, poza tym, że tradycyjnie o SEC-u (w nieco kadłubowej obsadzie), o tym, jak Gniezno złoiło skórę rawickim niedźwiadkom oraz o Grigoriju i Piotrze. O tych ostatnich, ma się rozumieć, nie żużlowo. Na szczęście los czuwa nad Babskim Okiem i obrodziło materiałem tak, że pozostało mi wyciąć z rzeczywistości jeden wątek. Nie będzie więc o Grigoriju, bo nie wiemy jeszcze, co oficjanie powiedziała próbka B. Nie będzie także o Piotrze P., sprawa jest bowiem jasna. Będzie o żużlu. I na pozytywie. Idźcie i czytajcie.

Spokoju nie ma – jest muzyka

W ubiegłym tygodniu do felietonu rozmiarów Biblii Tysiąclecia nie wszystko się zmieściło. Nie zmieściły się na przykład refleksje natury muzycznej. A temat jest szeroki, barwny i rzadko poruszany. Playlista na stadionie – zastanawialiście się nad tym kiedyś? Wiadomo, że jak człowiek przyjdzie na stadion, to jakaś muzyka leci, żeby nudno nie było i żeby kibiców rozruszać. Mało tego, istnieje pewnego rodzaju trzon, stała lista przebojów niezależna od stadionu. „We Are The Champions” i w ogóle Queen to już klasyka, tak samo jak „Highway To Hell” AC/DC. Powiadają, że bez „Highway To Hell” żużel się nie liczy. „The Final Countdown” Europe również leci dość powszechnie, zwłaszcza na zawodach, na których odliczanie do najważniejszego biegu (np. finału) ma sens.

Oprócz rockowej klasyki jest też klasyka stricte stadionowa, czyli do bawienia się. Jeżeli ktoś nie zna „Jaki tu spokój”, to albo nie bywa na stadionach, albo nie uczestniczy w życiu kibicowskim. Znam ludzi, którzy tej piosenki nienawidzą, ale fakt pozostaje faktem – jak żadna inna może rozruszać kibicowską brać. W Lesznie podczas finału Drużynowego Pucharu Świata usłyszałam też pierwszy raz w tym sezonie (a na żużlach byłam wielu) „Bałkanicę”, bez której nie tak dawno nie było zawodów. W Toruniu na mroźnym Grand Prix 2013 puszczali ją nawet trzy razy, żeby rozgrzać zebraną publiczność. Do bawienia się jest także playlista ogólnosportowa, czyli większość radosnej twórczości Hermes House Bandu. Nazwy możecie nie kojarzyć, ale stadionową wersję „Live Is Life” albo „I Will Survive”, że o „Country Roads” nie wspomnę, kojarzycie na pewno. A to wszystko oni – holenderscy specjaliści od dobrej zabawy.

Wszelako oprócz tego trzonu co stadion, to obyczaj. Z Wrocławia i mojego pierwszego Grand Prix w życiu wyniosłam „Biało-Czerwonych” Zuzanny Szreder, których potem usłyszałam na innym stadionie chyba tylko raz. W Pradze puszczano wszystko, a najchętniej „Mniej niż zero”. W Daugavpils królowały hity z list przebojów – niestety te najciekawsze były po łotewsku i do dziś nie znam ich tytułów. Gniezno lubi dance, Toruń, kiedy jeszcze bywałam tam regularnie, wolał rocka…

Leszno zaś obyczaje ma takie, że playlista na Smoczyku nieodmiennie mnie zaskakuje. Pamiętam DPŚ 2007 i baraż, na którego zakończenie z głośników poleciało „I’ll Find My Way Home” Vangelisa. No, nijak tego utworu z żużlem bym nie skojarzyła, ale pasował – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak łatwo w Lesznie po zawodach zbłądzić w drodze do samochodu. Była historia, i żeby tylko jedna…

Baraż DPŚ 2017 odznaczył się bardzo jednorodnym źródłem oprawy muzycznej. Nie było Polaków, pogoda wyglądała niestabilnie, więc na Smoczyku narodu zasiadło mało – zbyt mało, żeby na ten naród marnować wyżej wymienione stadionowe hity. Odpowiedzialni za playlistę raczyli nas więc piosenkami… z tegorocznej Eurowizji. Dobry trop. Eurowizja też służy głównie beztroskiej zabawie. Szczególnie upodobał sobie leszczyński DJ szwedzką propozycję (chociaż Szwedzi nie jechali) „I Can’t Go On”, znany z tego, że ma dwie linijki tekstu. Oraz że wokalista, chodząc po scenie, śpiewa o tym, jak to nie może ruszyć do przodu. Rozdwojenie jaźni na poziomie innego eurowizyjnego artysty, który znany jest z dwóch hitów o tytułach następujących: „Slow Down” oraz „Can’t Slow Down”.

Możliwe też, że DJ’em był Antonio Lindbäck. Nie chcielibyście takiego DJ’a?

Redaktor Korościel (o nim za chwilę), znany i z komentowania żużla, i z Radia Zet, opublikował kiedyś na swoim blogu listę żużlowych przebojów. Gdybym miała tutaj pójść w jego ślady, czytelnik popukałby się w głowę, ponieważ moja osobista playlista na speedway to mieszanka utworów dziwnych oraz popopery, ponieważ jak wiadomo Il Divo i żużel to najlepsze połączenie świata. A jak nie wierzycie, to spróbujcie. Ja natomiast chętnie przyjmę propozycje dla przyszłych stadionowych DJ’ów, albowiem diablo mnie ciekawi, co czytelnicy PoKredzie.pl uważają za idealną piosenkę na żużel?

ROW prezentacja2017A co leci w Rybniku? Złośliwcy mówią, że Rybnik leci...

 

Na podwójnym gazie – i z cukrem


Jestem filologiem i na co dzień pracuję ze słowem. O słowie śpiewanym już było, ale na żużlu jest też sporo słowa mówionego. Mam na myśli działalność spikerów, komentatorów i dziennikarzy. Na naszym portalowym fanpage’u wywiązała się w niedzielę dyskusja o dobrych i złych komentatorach i nie sposób do niej nie nawiązać. Zacznijmy wszelako od początku.

Na początku był, jak w dobrym micie, chaos. Chaos spowodował bieg juniorski w meczu PSŻ Poznań – Motor Lublin, kiedy to Emil Peroń z Lublina i Wojciech Pilarski z Poznania padli na tor całkiem niezależnie od siebie. Pilarski uszkodził się, uszkodził też bandę, a konieczność odtransportowania go karetką sprawiła, że mecz się przedłużał. W międzyczasie zaczął się SEC, który włączyliśmy na telefonie, bo co będziemy siedzieć i patrzeć na polewaczkę. Mecz wznowiono, SEC trwał, wyścigi jechały równocześnie. Z telefonu dobiegały głosy duetu Pieczatowski – Korościel i niepokoiły współkibiców. Z rzadka dołączał do tego komentarza spiker na poznańskim stadionie i w efekcie można było usłyszeć różne ciekawe rzeczy. Spiker bowiem do tego duetu by pasował – mówił barwnie, sypał żarcikami („Stanisław [Burza – dop. red.] pojechał jak burza”), chciało się słuchać. A ja mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, czy eurosportowy duet pasowałby do komentowania ligi. Ekstra, pierwszej, drugiej, trzeciej australijskiej – wszystko jedno.

Nie. Prosty kibic chyba by zwariował, gdyby emocjonował się meczem swojej drużyny, słuchając historii o „orbitowaniu bez cukru”. Na meczu ligowym kibic potrzebuje budowania napięcia, emocji, ograniczenia narracji pozasportowej do absolutnego minimum. Tutaj znakomicie sprawdza się Tomasz Dryła, który dysponuje wiedzą fachową, a przy tym jak się rozemocjonuje, to nawet mecz Gniezna z Rawiczem umiałby skomentować tak, że człowieka by z krzesła porwał. Nawiasem mówiąc, na tym właśnie spotkaniu siedziałam przed grupą kibiców, którzy każdy wyścig przeżywali tak, jakby zależały od niego losy awansu do pierwszej ligi. Orły dziobały niedźwiadki w najlepsze (66:24 - dop. red.), a klub kibica opłakiwał każdy stracony punkt. To jest prawdziwy fanatyzm!


Do komentowania lig pasuje też, nie bijcie!, Sergiusz Ryczel. Widać, że do żużla dopiero przyszedł, gubi się czasem, myli Pieszczka z Lindbäckiem, ale te emocje w jego głosie są tak niepodrabialne, że jak tylko się speedwayowo wyrobi, będzie z niego pożytek.

SEC to inna bajka. SEC to nie są zawody, które rozrywają serce i każą obgryzać paznokcie z nerwów. SEC pozwala się cieszyć żużlem, obejrzeć innych zawodników niż w Grand Prix, ale nie mniej walecznych i ambitnych. A nade wszystko jest SEC żużlowym świętem, świętem miłości i pozytywu, w końcu nie na darmo króluje nad tą imprezą hasło „Let’s Make Speedway”. Zróbmy żużel, zróbmy fajną imprezę, cieszmy się i uśmiechajmy. I do tego formatu, jak dla mnie, Pieczatowski i Korościel pasują perfekcyjnie. Tu rzucą zgrabną metaforę („tor czarny niczym zarost na twarzy Antonio Lindbäcka”), tam nawiążą do kultury (owo „orbitowanie bez cukru”, chociaż w przypadku imprez One Sportu zawsze jest to żużel z podwójnym cukrem), a widz oprócz tego, co na ekranie widać – przecież widzimy, kto jedzie i na której pozycji – poznaje nieco kuchni żużla. „Dilerzy emocji” w rodzaju Dryły czy Ryczela nie pasowaliby do tego unurzanego w różowym lukrze speedwaya, ale „dilerzy dobrej energii” robią świetną robotę.

Oprócz wspomnianych kategorii mamy też „opowiadaczy” na ligi zagraniczne czy niższe ligi polskie. Opowiadacze lubią wspomnieć o historii żużla, rodzinie zawodnika, który w danym biegu nie jedzie, ale też o dziejach świata. Niegdyś guru opowiadaczy był Tomasz Lorek, dziś znalazł swego naśladowcę w osobie Piotra Olkowicza. Kiedy redaktor Olkowicz dorwie się do mikrofonu, to tylko wyciągać zeszyt i robić notatki. Można poznać historię Poczty Polskiej albo dowiedzieć się, w którym roku w Europie po raz pierwszy posłużono się banknotem. A czasem współkomentujący może się poczuć jak uczestnik „Milionerów” czy innego teleturnieju, który wymaga wiedzy o polskim rolnictwie i życiu Małgorzaty Rozenek.

I wszystkie te gatunki komentatorów są potrzebne, bo każdy ma swoje miejsce w żużlowej hierarchii. Szanujcie więc „kłapodziobów” swoich, póki z miłością i pasją podchodzą do wykonywanego zawodu. Nie ma bowiem nic gorszego niż komentator przygotowany merytorycznie, lecz o entuzjazmie szafy dębowej i energii niedźwiedzia pogrążonego we śnie zimowym.


Na d… siadał i chwatit!


Felieton o słowach nie może się obejść bez słowa o mowie samych żużlowców. Kiedyś to się zdawało, że żużlowiec prostym człowiekiem jest i zajmuje się jazdą, a nie krasomówstwem. A dzisiaj kiedy w wywiadzie tego krasomówstwa brak, czujemy się wręcz oszukani. Mistrz to oczywiście Sławomir Drabik i jego niezapomniane bon moty. Syn jeszcze się w ojca nie wrodził, ale myślę, że to kwestia czasu, kiedy i Maksym zacznie nas raczyć odpowiedziami na pytanie o życie żużlowca na poziomie: „Zawody, ostro w beret, zawody, ostro w beret”.

Właściwie każdy zawodnik ma swoją specyfikę mówienia. Po Bartoszu Zmarzliku słychać dojrzałość i fakt, że PR nie jest pojęciem mu obcym. Janusz Kołodziej wali prosto z mostu, niczym pewien dziennikarz „mówi jak jest”. Kacper Gomólski to jedna wielka emocja, tyle słów mu się na usta ciśnie, że czasem aż trudno zrozumieć, co chce powiedzieć.

Ja jednak szczególnie lubię słuchać żużlowców zagranicznych – tych, którym chce się mówić po polsku. Słucham i się zachwycam, bo z doświadczenia zawodowego wiem, ile czasu i energii trzeba poświęcić, żeby posługiwać się taką polszczyzną. Podczas niedzielnego meczu Wybrzeża Gdańsk z Orłem Łódź odbyła się bezpośrednia konfrontacja dwóch sposobów mówienia po polsku. Aleksander Łoktajew czasem ma wschodniosłowiańską gramatykę, ale za to prawie nie słychać u niego obcego akcentu. Renat Gafurow natomiast mówi absolutnie przepięknymi, rozbudowanymi polskimi konstrukcjami, za to ma tak wyraźny akcent, że od razu słychać – Polakiem to on nie jest. Podobną różnicę słychać w polszczyźnie braci Łagutów. Artiom podpiera się rosyjskim słownictwem i rosyjską gramatyką, ale kalki językowe wtrąca tak, że idzie go zrozumieć. A Grigorij… Sami wiecie. A jak nie wiecie, to posłuchajcie dowolnego wywiadu, bo ten człowiek ma własny dialekt. Myślę, że polski łagutowski winien mieć podobny status co elficki – przecież to odrębny język z własną gramatyką, leksyką i fonetyką. I może nie jest życiowo szczególnie przydatny (acz na pewno bardziej niż elficki!), ale ileż radości byłoby przy nauce! Z Grigorija pochodzi zresztą cytat w śródtytule. Kontekst – nieznany.

Wszelako nie tylko bracia Słowianie toczą boje z polską mową. Rzadko bo rzadko, ale po polsku potrafi się odezwać Tai Woffinden. Mówił też po polsku zaangażowany ostatnio w sprawy dachu nad stadionem Orła Łódź Nicki Pedersen. Kiedy jeszcze jeździł w Rzeszowie (pierwszy raz, 2006-2007), Duńczyk potrafił ponoć powiedzieć: „Stadion Polonii Bydgoszcz. Jak jechać?”.

Dziś by mu się ta kwestia, niestety, nie przydała. Wygląda na to, że do Bydgoszczy niedługo będą jeździć rawickie niedźwiedzie i spółka (ta drugoligowa). Idealnym podsumowaniem obecnych starań Polonii nie-Piła była sytuacja po ostatnim biegu meczu z Polonią Piła, kiedy to Andriej Kudriaszow wywrócił się, chcąc podziękować rywalowi za walkę. A o płonącej polewaczce to już nawet nie chcę wspominać. Nawiasem mówiąc, była to polewaczka z cytatem z Hitlera – i znowu słowa przesądzają o losie świata.

 

Wszystko będzie dobrze


Nieoficjalnie wiemy już, jakie są wyniki próbki B Grigorija Łaguty (przynajmniej tak podaje „Przegląd Sportowy”). Nie wiemy za to, jaka przyszłość czeka Nickiego Pedersena, który 19 lipca przejdzie kolejne badanie. Z tą niewiedzą Was zostawiam i uciekam, by służyć społeczeństwu podczas World Games. I już wiem, że wrócę z bardzo obszerną relacją zza kulis największej tegorocznej imprezy sportowej w Polsce – oby tylko była to pozytywna relacja.


Joanna Krystyna Radosz

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43