Przyznaję: swego czasu zdarzyło mi się pójść do wróżki. Nie dowiedziałam się wprawdzie, kto zostanie Indywidualnym Mistrzem Świata na żużlu w roku 2020 ani kiedy Polonia Bydgoszcz wróci do Ekstraligi, ale paradoksalnie wróżka powiedziała o rzeczach mądrych z punktu widzenia speedwaya. Jak to możliwe?
Drużyn nie będzie, par nie będzie, niczego nie będzie
Mądrość wróżki zawarła się w obserwacji poniekąd psychologicznej. Otóż każdy ma ponoć w swoim życiu trwające od pół roku do kilku lat okresy nazywane „czasem pustki”. Najprościej rzecz ujmując, to taki czas, kiedy nie wychodzą żadne nowe projekty. Za co by człowiek się nie wziął, natyka się na ścianę, mur berliński – a głową muru nie przebijesz. Brzmi znajomo, prawda? Biblijne siedem lat tłustych, siedem lat chudych to też wariacja na temat czasu pustki. I, jak się okazuje, ma to sporo wspólnego z żużlem.
Speedway, tak sądzę, wkroczył właśnie w swój czas pustki. Być może wkroczył w niego już dwa-trzy lata temu, tylko dotąd dobrze się, drań jeden, maskował. Dominacja jednej nacji to jeden z przejawów zahamowania dyscypliny, dla nas na razie nader przyjemny. Drugim, o wiele bardziej widocznym i odczuwalnym dla przeciętnego żużlolubnego zjadacza chleba, jest kręcenie się cały czas wokół tych samych aren. Do organizowania międzynarodowych turniejów mamy mało chętnych i w efekcie co jakiś czas wybucha bomba. Tym razem bomba nazywa się „nie będzie Drużynowego Pucharu Świata 2018”.
Ano nie będzie. BSI chyba tego jeszcze oficjalnie nie powiedziało, ale czas zacząć się przyzwyczajać, że takie słowa w końcu padną. Lepiej żeby padły prędzej niż później - i zamiast udawać, że wszystko jest w porządku, włodarze z łaski FIM wzięli się za organizację nowej imprezy, czyli Mistrzostw Świata Par. Tak, tych mistrzostw, do których prawa sobie zagarnęli głównie po to, żeby zrobić na złość One Sportowi – przynajmniej tak się sytuacja przedstawiała w dominującej w Polsce medialnej narracji. A może BSI już wtedy czuło pismo nosem?
Brak Drużynowego Pucharu Świata stał się zarzewiem jakiejś strasznej histerii, spotęgowanej najwyraźniej przez sezon ogórkowy. Koledzy po piórze wieszczą nadchodzący koniec żużla, skoro pozbyliśmy się już żużlowego mundialu i zredukowaliśmy go do zawodów par. Pary zaś, jak wiadomo, składają się z dwóch zawodników (chyba że na żużlu – tutaj skład na zawody par to zawodnicy w liczbie sztuk trzech). A nie czterech czy pięciu. Zatem wystarczy mieć dwóch dobrych żużlowców i już pojawiają się szanse na wysokie miejsce.
Zastanawiam się: gdzie tu ta zapowiadana apokalipsa? Przecież to całkiem naturalne, że jeśli w danej dyscyplinie zbyt mało krajów może wystawić kilkuosobowy skład, daje się szansę też tym reprezentacjom, które dopiero się rozwijają. Przy czym „zbyt mało” to pojęcie nader względne. W biathlonie wprowadzono „pojedynczą sztafetę mieszaną” składającą się z jednego zawodnika i jednej zawodniczki - właśnie po to, żeby umożliwić zdobycie wysokich miejsc również krajom, w których biathlon się rozwija. To element ogólnego rozwoju dyscypliny, nie żaden koniec świata.
Tak, BSI nie ma gdzie przeprowadzić Drużynowego Pucharu Świata w sezonie 2018. To jest zła wiadomość. Ale nawet z nieszczęścia może wyjść coś dobrego. DPŚ w obecnej formie już się przejadł. Niech faktycznie stanie się żużlowym mundialem, organizowanym raz na cztery lata. Niech kibice się za nim stęsknią! Kiedy stęsknią się kibice, przyjdą tłumnie – a to gwarantuje sukces organizatorom, również finansowy. Wtedy i dla organizatorów DPŚ będzie łakomym kąskiem.
W tym momencie Mistrzostwa Świata Par to świetny pomysł. Ile mamy reprezentacji, które mogą wystawić porządny dwuosobowy skład? Na pewno więcej niż reprezentacji mogących się poszczycić czterema lub pięcioma zawodnikami na poziomie. Kto stał na podium Mistrzostw Europy Par 2017? Polska w rezerwowym składzie zdobyła złoto, ale za nią stanęli Rosjanie (również w składzie, który nie sposób nazwać optymalnym), a także… Francuzi! Żużel we Francji jest w powijakach, a sukcesy francuskich zawodników to najlepsza droga do rozwoju.
Jeżeli zatem ktoś myśli o dyscyplinie w kontekście globalnym, a nie z punktu widzenia wojenek organizatorów czy absolutnej i niezaprzeczalnej dominacji Polaków, powinien się cieszyć z tej wymuszonej przez okoliczności zmiany. Może gdyby BSI nie stanęło pod ścianą, nie zaistniałby pomysł parowego turnieju i dalej kisilibyśmy się w drużynówce, która mało komu obecnie odpowiada?
Czy trzeba nam zmian?
A co do tego, że żużel się raczej zwija niż rozwija… serio? Spójrzcie, gdzie był pod koniec lat dziewięćdziesiątych, ile było turniejów Grand Prix, ile nacji liczyło się na świecie. Spójrzcie, jak przez lata podium IMŚ było zabetonowane przez wielkie gwiazdy. Przypomnijcie sobie, jak dwa lata temu narzekaliście na nędzną i nieciekawą obsadę cyklu. Grand Prix się odświeżyło. Mamy Hancocka, Holdera i Pedersena, zgoda, ale Nicki Pedersen to gość, który jeszcze może odpalić, a Hancock i Holder wprowadzają do żużla nowinkę pod hasłem „robimy team, jak w innych sportach motorowych”. Chcieliśmy żużel salonowy? To dajmy mu szansę.
Wobec teamów jestem sceptyczna. Nie chcę team orderów jak w Formule 1. Nie chcę przepuszczania swoich kumpli w zawodach indywidualnych jak w Melbourne 2016. Na tej samej zasadzie nie chciałam zespołów sponsorskich w turniejach spod znaku Best Pairs. Ale jeżeli to jest sposób na przyciągnięcie do żużla nowych sponsorów, większych pieniędzy i większych możliwości, to ja moje chcenie schowam do kieszeni, zacisnę zęby i ze spokojem popatrzę na rozwój sytuacji. I Wam radzę to samo. Przecież sedno się nie zmieni. Żużlowcy nie zaczną skręcać w prawo, nie stracimy charakterystycznego zapachu, a Polacy nie będą od teraz masowo przegrywać tylko dlatego, że zmieniają się formuły i turnieje.
Z dyscyplinami sportowymi jest jak z porządnym związkiem – rozwijają się dynamicznie. Przechodzą różne fazy, przekształcenia, kryzysy. Nie rzuca się ukochanej osoby tylko dlatego, że zamiast motyli w brzuchu mamy teraz wspólne mieszkanie i codzienność, która nie zawsze przypomina komedie romantyczne. Zatem nie rzuca się i ukochanego sportu tylko dlatego, że wygląda trochę inaczej niż ten, w którym się zakochaliśmy. Na tym polega miłość, prawda?
Zmiany dotknęły nie tylko DPŚ. Wciąż wisi na włosku los Grand Prix Australii. Zdarza się. Przecież nie musi go być. Dziesięć turniejów w sezonie to nadal sporo, a moim skromnym zdaniem lepiej przeprowadzać finałowe zawody na pełnym stadionie w Toruniu, na polskiej ziemi, która kocha speedway, niż gdzieś daleko, może i na pięknym obiekcie, ale przez swój rozmiar na wpół pustym. Może wróćmy do rozpoczynania sezonu na Antypodach i kończenia go w Polsce. Nie tracę też nadziei na turniej w Rosji – One Sport już pokazał, że można robić żużel w Togliatti, a w 2019 roku w Rosji nie będzie mundialu, który mógłby stanąć żużlowi na przeszkodzie. A może Grand Prix we Francji, kiedy już młodzi Francuzi w pełni pokażą, na co ich stać?
Polak potrafi
A propos One Sportu – polska firma w końcu ogłosiła, i to z wielką pompą, kalendarz Mistrzostw Europy i Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Młodzieżowcy przetrą szlaki w Danii, Polsce i Czechach. To dobra decyzja. Juniorzy sami w sobie nie przyciągają fanów do nowych lokacji, więc lepiej wysyłać ich na sprawdzone tereny. Holsted kocha żużel, Leszno kocha żużel i Pardubice, jak wszyscy wiemy, też kochają żużel. Pokochają zatem i młodzież, a przyznać trzeba, że młodzież walczy tak samo zaciekle jak „dorośli” żużlowcy, co pamiętamy z ubiegłorocznej rundy w Poznaniu.
Z kolei SEC teoretycznie nie podbija nowych terenów. ALE! Mistrzostwa Europy to w pewnym sensie zaplecze Mistrzostw Świata – jak w innych dyscyplinach. Dlatego też zagospodarowuje te tereny, które ominął zaszczyt goszczenia stawki Grand Prix. W niemieckim Güstrow publiczność zawsze jest spragniona speedwaya. Wielkopolska może się poszczycić największym stężeniem żużla na kilometr kwadratowy – i dlatego Gniezno dostało swoją rundę. Daugavpils chwilowo nie stać na Grand Prix, więc zamiast popadać w długi Łotysze tak krają, jak im materii staje – i wykroili rundę SEC w ojczyźnie miłościwie nam panującego Mistrza Europy. A finał SEC w Chorzowie daje nadzieję na wielki powrót żużla na Stadion Śląski.
Dobrych wiadomości nie koniec. Rozwija się też kolejny gracz na rynku żużlowych turniejów – gdański Speedway Events. Włodarze tego nowicjusza zapowiadają, że nie chcą rywalizować z One Sportem, a ich plany na ten sezon zdają się to potwierdzać. Speedway Events robi polski żużel: przede wszystkim Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi (gorąco im kibicuję – Brytyjczykom udało się z ELRC, to dlaczego w Polsce analogiczna inicjatywa nie ma prawa się w końcu udać?), ale także takie przyjemności jak spotkanie mistrza drugiej ligi z Drużynowym Mistrzem Polski na otwarcie sezonu. Oczywiście w Gnieźnie. Wielkopolskie miasto powoli wyrasta nam może nie na stolicę, ale na stoliczkę sportu żużlowego. Nie ma co narzekać – w Gnieźnie jest bardzo dobry węzeł kolejowy, każdy tam dojedzie.
Przeżyjemy ten czas pustki i żużel też go przeżyje. Byleby nie wątpić i nie porzucać. Powiadali Rzymianie: amor vincit omnia. Miłość wszystko zwycięża. Miłość do speedwaya też.
Joanna Krystyna Radosz
Zdjęcie tytułowe: Roma Rubenis / lokomotive.lv