Nie ukrywam, że z mojej perspektywy wydarzeniem weekendu były Derby Kujaw i Pomorza. I choć pojedynek toruńsko-grudziądzki to nie to samo co starcia toruńsko-bydgoskie, było czym się emocjonować. GKM przegrał, a grudziądzkie marzenia o play-offach pękły niczym bańka mydlana.
I'm forever blowing bubbles,
Pretty bubbles in the air.
They fly so high,
Nearly reach the sky,
Then like my dreams,
They fade and die.
Fortune's always hiding,
I've looked everywhere,
I'm forever blowing bubbles,
Pretty bubbles in the air.
To refren piosenki „I'm Forever Blowing Bubbles” z 1918 roku. Uznawana jest ona za hymn piłkarskiej drużyny West Ham United. Ci, którzy lepiej znają angielski od razu wyłapali, że ten fragment jest dość pesymistyczny – mówi o marzeniach, które się nie spełniają. Zawodnicy "Młotów" (bo tak się na West Ham mówi) po mistrzostwo kraju nigdy nie sięgnęli, a dziś walczą o byt w Premier League.
Piąteczkę z fanami West Hamu mogą spokojnie zbić kibice GKM-u. W Grudziądzu niby malują świat na żółto i na niebiesko, ale na tyle niedokładnie, że powstaje zielony i rywale odjeżdżają. Dlaczego tak się dzieje? Pędzel trzyma średniej klasy malarz, który myśli już tylko o tym, jak to wszystko będzie wyglądało pod koniec roboty, przez co umyka mu stan aktualny. Tak sobie tłumaczę wprowadzenie z rezerwy taktycznej Przemysława Pawlickiego dopiero w biegu czternastym, kiedy losy meczu były rozstrzygnięte, zamiast w dwunastym za Antonio Lindbaecka. Może trener Kempiński liczył na przebudzenie 32-latka, biegową wygraną i zachowanie rezerwy taktycznej z Pawlickim na decydujące biegi? Cóż, Szwed w formie nie jest i w tym biegu przyjechał ostatni, dzięki czemu Get Well dopisał sobie do wyniku cztery oczka (było 37:29). Kolejne trzy biegi to popis torunian, którzy już przed biegami nominowanymi zapewnili sobie zwycięstwo. Marzenie o choćby punkcie pękło niczym bańka mydlana.
A przecież miało być tak pięknie! Przed sezonem grudziądzanie wzmocnili się wspomnianym już Pawlickim, celując w play-offy. On, Łaguta, Lindbaeck i Buczkowski mieli nadrabiać stracone punkty przez juniorów, wygrywać u siebie i na wyjazdach u tych słabszych ekip. Mało kto jednak przypuszczał, że kluczowym ogniwem będzie… Krystian Pieszczek. Zwróćmy uwagę, że w spotkaniach, w których 22-latek jedzie na przyzwoitym poziomie, GKM utrzymuje szansę na punkty niemal do końca. Jeśli jednak punktów Pieszczka nie ma, nie ma też Grudziądza. Ot, potęga drugiej linii. Albo punktów juniorskich.
Jak na razie spuszczone głowy i wzrok wbity w ziemię towarzyszom żużlowcom GKM-u nie tylko podczas obchodu toru
To "albo" kończące poprzedni akapit przypadkowe nie jest. To kolejny mechanizm, który jest kluczem do sukcesu w Ekstralidze. Druga linia słabo punktuje? Solidni juniorzy i rezerwowy spod ósemki załatwią sprawę (Sparta). Juniorzy nie gwarantują punktów, a ósemki brak? Przyzwoite punkty drugiej linii uratują mecz (Włókniarz). Oczywiście działa to przy założeniu, że dwóch-trzech liderów ma na swoim koncie zdobycz dwucyfrową. W Grudziądzu ciężko jest o jakąkolwiek zasadę. Zgoda, w Toruniu dwóch liderów było, jednak był to pierwszy taki przypadek w tym sezonie. Dotąd drużynę ciągnął Przemysław Pawlicki, a Lindbaeck, Łaguta i Buczkowski punktowali jak solidna druga linia. Druga linia? Cóż, poza wyskokiem w pierwszej rundzie, przemilczę postawę Pieszczka i Huckenbecka, a o juniorach już nawet się nie zająknę. Pozostaje wierzyć, że ich nowy szkoleniowiec Robert Kościecha w krótkim czasie dokona czegoś spektakularnego (piszę "nowy", choć jego zaangażowanie we wsparcie grudziądzkiej młodzieży nie jest ani nowością, ani niespodzianką).
Marzenia GKM-u o play-offach pękają jak ta bańka z piosenki kibiców West Hamu. Jednak tak jak w rzeczywistości - takich baniek-marzeń jest o wiele więcej. Tą największą jest teraz utrzymanie w Ekstralidze.
Mateusz Dziopa