Czasami aż szkoda, że ten żużlowy sezon jest tak krótki, a terminarz tak przeładowany. Przy 6 meczach jednego popołudnia (w tym czterech telewizyjnych), niepodobna poświęcić każdemu ciekawemu wydarzeniu dość czasu w ramówce. A i kibic musiałby się sklonować, żeby swoją atencją obdarzyć każde spotkanie, każdy wyścig. CANAL+, mający w ofercie trzy ligi + IMP + Magazyn na żywo tuż po meczach, i tak nieźle sobie z tymi weekendami radzi (co często umyka w krytyce, którą w sieci zawsze słychać najgłośniej).
- Nie no... Są pewne granice. Bardziej już się nie da - mówił Tomasz Gollob w upalne lipcowe popołudnie na stadionie Abramczyk Polonia, gdy już wszyscy uwagę przekierowywali na próbę toru w Gorzowie i ruszające 104. Derby Lubuskie. Autentycznie zdumiony Gollob, Indywidualny Mistrz Świata, facet, który na torze Bydgoszcz zna każdą piędź ziemi!
Bo 21 lipca Sasza Łoktajew, pędzący w stronę bydgoskich "desek", był jak ten amstaf, który widząc kaloryfer pod oknem, rozpędza się, uderza w niego, po czym merda ogonkiem... i robi to jeszcze raz 😎
Lider PSŻ Poznań momentami pokazywał akcje, jakich nawet rodowici BYDGOSZCZANIE nie widzieli. Na torze, gdzie niemal wszyscy w #Metalkas2Ekstraliga zbierają oklep "do 30-tu", on w 6 startach stracił tylko 2 punkty. Jeden z Buczkowskim na samym początku, drugi z Sørensenem - po tym, jak niemal strzelił "świecę" na 1. łuku i stracił całą prędkość. A i tak odstawił wówczas akcję meczu, nie składając broni, budując metodycznie szybkość, a wreszcie finalnym atakiem - jak w "beczce śmierci" - na samej mecie wyprzedzając zdumionego i przecież poprawnie jadącego Szczepaniaka.
- Ten tor mi zawsze imponował - spokojnie odparł, po wysłuchaniu laudacji Mistrza, as PSŻ Poznań. - Pamiętam jazdę Tomasza Golloba i te centymetry i milimetry od "balotów". Przyjechałem tu dwa tygodnie temu w roli kibica, siedziałem na trybunie i obserwowałem te ścieżki. W Bydgoszczy bardzo ważny jest najazd na ten wiraż - opowiedział obrazowo kibicom, imponując opanowaniem i ogładą, Ołeksandr Dmytrowycz 🇺🇦
Na torze ta jego jazda nie wydawała się spokojna. I pewnie, gdyby zadać dziś pytanie "to co, za rok Ekstraliga?", tyle samo "lajków" zebraliby ci kibice, którzy potwierdzą - i ci, którzy błysną ciętą ripostą i odpiszą "Nie, kontuzja".
Ile było w tym wszystkim kontroli - wie sam żużlowiec. Dwa dni wcześniej napisaliśmy coś podobnego. Vide: krótka historia akcji Sajfutdinow - Łaguta. Ot, dwóch kozaków spotkało się, a ścieżka była jedna... Łoktajew korzeniami to Bałakowo (Балаково) z żużlową dumą - Турбиинa. Tam także onegdaj żyli Kozacy - ci nadwołżańscy (ros. Волжские казаки).
Na koniec jeszcze jedno przemyślenie, ono pojawiło się kilka godzin później. Wystarczyło uważnie wysłuchać znamiennych słów jednego z najlepszych zawodników w historii polskiego żużla - tak, z pełną świadomością napisane - Janusza Kołodzieja. Z ilu sytuacji, z jakich Łoktajew wychodził obronną ręką (i jeszcze napędzał się do dalszej zabawy, jak ten rozbestwiony amstaf), wyszedłby obronną ręką Kołodziej w obecnym stanie?
- Siedzę sztywno na siodełku, niewiele mogę... Ten balans jest ograniczony. Faszeruję się przeciwbólowymi środkami, żeby w ogóle jeździć - z pamięci lecę, ale chyba niewiele się pomyliłem.
Żużel to nie tylko sprzęt + zawodnik, rozumiany jako jego mięśnie, niska waga i wytrzymałość ogólna (tego JKR nie ubyło). To także "głowa" i psychika. To także 𝗽𝗲𝘄𝗻𝗼𝘀́𝗰́ 𝘀𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲, rozumiana jako świadomość możliwości własnego ciała. A tę determinuje głównie zdrowie. Nie wynik z ostatniego meczu, nie fakt, ile forsy wpakowało się w "szafę", a to, co poczuje się we własnym domu, niechby przy stole, gdy nieroztropnie sięgnie się po herbatnika, wykonując gwałtowny skręt tułowia.
Poskręcani drutami, pędzący, by zdążyć na ważne mecze rekonwalescenci - częściej doleczeni niż wyleczeni - takiej pewności nie mają. Albo mają ograniczoną. Pamiętacie minę Woffindena po finale PGE Ekstraligi 2023? To akurat dobrze świadczy, jeśli wprost o tym mówią, a na torze - jak Kołodziej - nie jadą z "misją kamikaze", bo w przeciwnym wypadku należałoby zwątpić w posiadanie samozachowawczego instynktu. Wbrew utartej opinii, żużlowcy też go posiadają. Warto posłuchać, co często mówi wieloletni menadżer Kołodzieja, Krzysztof Cegielski - wspaniały zawodnik, który znalazł się w sytuacji, z której... nie wiadomo, kto z nas zdołałby wyjść z taką mocą i godnością jak on.
Psioczymy na tunerów - i słusznie. Gdyby pozbyto się ich z żużla i rozpędzono na cztery wiatry - byłby to najszczęśliwszy dzień tej dyscypliny. Dla wielu fanów. Baaardzo wielu. Speedway by umarł? Wolne żarty. Przy stawkach po 10-15 k za punkt i całych kombinatach systemowo pompujących pieniądze, w tym publiczne, "rycerze czarnego toru" migusiem dostosowaliby się nawet do jazdy na hulajnogach. A ci fani, którzy uważają, że "rywalizacja sprzętowa" jest taką samą istotą sportów moto jak wszystkie inne ich meandry, też mieliby coś dla siebie. Nawet te fabryczne silniki nie byłyby totalnie identyczne. Jak kupujemy pudełko zapałek, to one też się różnią. Ale o 1%, 2% czy 3%. Zasadniczo - zobaczylibyśmy wreszcie, kto ma więcej talentu, a nie kto więcej forsy, szybsze i lepsze wtyki. Na pewno nie słyszelibyśmy o "lojalkach" i kluczowych newsach pt. szara eminencja (Jego Eminencja) komuś zabrał zabawki i wywiesił kolejne nazwisko na tabliczce "tych klientów nie obsługujemy".
Pewnie spadłyby nieco prędkości. Może Saszka nie kręciłby aż takich hołubców, żeby opanować maszynę po odbiciu od bandy. Może Dul nie pofrunąłby na 3 metry w górę, tylko 1,5 metra niżej... Kibice przez to raczej by się nie odwrócili plecami.
#ŻużelBezTuningu 🏁 Może... kiedyś... 💓
🖊️ Jakub Horbaczewski
📸 Jakub Soboczyński, slajd: Canal+ #BYDPOZ