Jako kibic z Zielonej Góry czuję się trochę tak, jakby ten sezon już się skończył. Niewiele się dzieje, nowych informacji stricte sportowych właściwie nie ma, a zawodnicy Falubazu z różnych względów bardzo rzadko pojawiają się obecnie na torze. Tym, co najbardziej interesowało (i nadal interesuje) fanów speedway'a w Winnym Grodzie jest na pewno stan zdrowia Patryka Dudka. Na szczęście „Duzers” opuścił już gorzowski szpital, ale przed nim jeszcze długie leczenie. Najważniejszy jest teraz powrót do pełni zdrowia i tego sympatycznemu zawodnikowi życzę. Podobnie zresztą jak jego kolegom z młodzieżowej reprezentacji: Przemkowi Pawlickiemu i Bartkowi Zmarzlikowi.
Dość przeciętny sezon, średnia atmosfera wokół klubu i obecna bezsensowna przerwa sprawiły, że żużel przestaje być dominującą dyscypliną sportową w mieście. Wiadomo, że nie zawsze uda się awansować do finału. Tym razem gorzowianie i tarnowianie okazali się lepsi, ale nie to jest najgorsze. Pisałem już kiedyś, że działacze Falubazu przyjęli strategię obnażania regulaminowych idiotyzmów i tę postawę można jeszcze zrozumieć, bo kilka takich działań rzeczywiście pokazało jak chory jest nasz "czarny sport". Chyba jednak przesadzono z taką formą funkcjonowania i dziś coraz wyraźniej widać, że żużel ma już za sobą swój największy boom, nawet w Zielonej Górze. Lubuskie derby tylko to potwierdziły. Na trybunach były oczywiście tłumy, ale połączenie rangi oraz rywala do tej pory było właściwie gwarancją sprzedania wszystkich wejściówek. Ilu kibiców pofatyguje się 21 października na spotkanie z Unibaksem?
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Na palcach jednej ręki można policzyć mecze, gdy Falubaz był drużyną. Nawet ze słabszymi przeciwnikami w składzie były dziury i to często bardzo irytujące. Wydawało się na zakończenie rundy zasadniczej, że zespół odnalazł swój rytm, ale dość szybko zostaliśmy wyleczeni ze złudzeń. Nic się nie zmieniło. I choć trudno mieć pretensje do żużlowców za mecz w Gorzowie, bo większość z nich pojechała bardzo ambitnie, to jednak pierwszy półfinałowy pojedynek pozostawił spory niedosyt. Można rozważać, co by było gdyby Patryk Dudek nie doznał kontuzji, ale co to da? Nie jest specjalną tajemnicą, że kolejnym pokazem rozwiązań na granicy interpretacji przepisów miała być „ZZ-tka” za Jonasa Davidssona (udział w meczu Division 1, czyli lidze rezerw w Szwecji) w pierwszym spotkaniu półfinałowym, ale kontuzja Andreasa Jonssona pokrzyżowała wszystkie plany. Może i dobrze, bo ewentualne zwycięstwo przy takim rozwiązaniu pozostawiłoby spory niesmak. Po co jeszcze bardziej psuć atmosferę, która i tak nie jest idealna?
Dlaczego kibice opuszczają powoli zielonogórski stadion? Niebagatelne znaczenie mają tutaj oczywiście ceny biletów i horrendalnie wysokie ceny karnetów. Oprócz tego coraz wyraźniej widać, że mieszkańcy Zielonej Góry "zmieniają" swój klub na koszykarski Zastal (formalnie jest to Stelmet, ale wszyscy wiemy, że kibice mocno przywiązują się do historycznej nazwy), wokół którego nie ma wiecznych narzekań, kłótni z magistratem, a jednocześnie kibice oglądają zawody w dużo lepszych warunkach i za dużo mniejsze pieniądze. Coraz częściej spotykam się z tym, że nawet zagorzali do tej pory fani Falubazu nie przychodzą na stadion, wybierając właśnie basket, a żużel coraz bardziej staje się rozrywką dla okolicznych powiatów. W tym kontekście rozpisanie przez miasto przetargu na rozbudowę stadionu i przeznaczenie kolejnych 12 mln zł na speedway budzi kontrowersje. O lepszej atmosferze wokół zielonogórskiego żużla możemy raczej zapomnieć w związku z planowaną przebudową trybun na prostej startowej. Zawodnicy mają rozpocząć treningi dopiero 15 kwietnia, więc już sam początek sezonu może być ciężki, a pamiętać trzeba, że ilość drużyn w Ekstralidze może zostać zmniejszona, co oznaczałoby bezpośredni spadek aż trzech zespołów.
Pozostaje w tym roku jeszcze ten dwumecz o brąz, ale czy dla którejkolwiek z drużyn trzecie miejsce będzie jakimś wielkim sukcesem? Można mówić, że Falubaz został osłabiony przez regulamin, ale kiedy spojrzymy na wysokość budżetu, to nie ma się co oszukiwać – nie po to inwestuje się tak wielkie pieniądze, żeby zadowalać się finałem pocieszenia. Można oczywiście dorobić sobie ideologię o spisku, ale nawet znacznej części kibiców Falubazu znudziło się takie postępowanie. Wejście na ostatni pojedynek kosztuje od 30 do 40 zł, ale tylko przez pierwszy tydzień, bo potem bilety... drożeją o 5 zł. Cel jest wiadomy, jeśli Falubaz wygra w Toruniu, to pewnie sprzedaż wzrośnie, jeśli przegra – ci, którzy kupili wejściówkę wcześniej aby zaoszczędzić, pieniędzy nie odzyskają. Czy to ma być sposób na przyciągnięcie kibiców? Część na pewno przyjdzie, szczególnie ci, którzy są w stanie zapłacić każde pieniądze. Karnetowicze zostali specjalnie wyróżnieni, bo za swoje miejsce zapłacą tylko 20 zł. Tylko czy jest to oszczędność, czy może raczej kolejny wydatek, który można sobie odpuścić? Jeszcze dwa lata temu to pytanie byłoby dziwne. Dziś niekoniecznie...