W jednym z ostatnich tekstów napisałem, że Falubaz wygra w Lesznie. Mecz zakończył się remisem, co nie zmienia faktu, że Unia, która obecnie potrzebuje punktów dużo bardziej niż zielonogórzanie, straciła kolejne, co najmniej jedno, „oczko”. Co najmniej, bo być może kibice „Byków” liczyli nawet na bonusa. Co można powiedzieć o aktualnej formie drużyny spod znaku Myszki Miki? Chyba niewiele więcej niż przed tym spotkaniem. Co prawda "trzech muszkieterów" uzbierało w sumie aż 43 punkty (w tym osiem na zastępstwach zawodnika za Andreasa Jonssona), ale reszta nie poradziła sobie z wymagającym torem i oddała mecz właściwie bez walki. Do głębszego zastanowienia po tym pojedynku pozostają dwie sprawy, czyli właśnie stan leszczyńskiej nawierzchni oraz osoba Jonasa Davidssona.
Nie trzeba być fachowcem, żeby stwierdzić, że tor na stadionie im. Alfreda Smoczyka nie był taki, jaki być powinien, co miało wpływ przede wszystkim na poziom samego meczu. Po raz kolejny przyszło nam oglądać żużel, w którym głównym generatorem emocji był tylko trzymający w niepewności rezultat, a chyba nie o to w tej całej zabawie chodzi. I co teraz zrobią działacze? Znów zmienią regulamin? Kiedyś przepisy były prostsze i może warto wrócić do sprawdzonych wzorców, bo przecież sam speedway też nie jest skomplikowany: startuje czterech i najszybszy wygrywa. Nie mnie oceniać czy należy kogokolwiek ukarać za ostatnie wydarzenia w Lesznie, bo tym pewnie zajmie się jakaś komisja. Gospodarze twierdzą, że zrobili wszystko według zaleceń komisarza i nie ma specjalnego powodu, żeby im nie wierzyć. Oni sami najlepiej wiedzą jaki jest skład materiału leżącego na ich torze i znają zachowanie nawierzchni w danych warunkach. Wiedzą też, co kryje się pod spodem i widać to po jeździe poszczególnych zawodników. Każdy z nich dobrze wie, jak wchodzić w łuki, jak łamać motocykl (gołym okiem widać, że technika pokonywania łuków na tym owalu w wykonaniu miejscowych jest zupełnie inna niż gości), a przede wszystkim wiedzą, że - niezależnie od współczynnika "selektywności" - nie da się przejechać wyścigu bez trzymania gazu, więc siłą rzeczy zdarzy się czasem jakiś upadek. Z leszczyńskim torem od jakiegoś czasu związane są różnego rodzaju perturbacje, mniej lub bardziej sterowane przez samych organizatorów. Można więc właściwie założyć, że oni sami doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co stanie się po interwencji komisarza, ale chcieli pokazać wszystkim w pełnej krasie regulaminowy idiotyzm. Trzeba zapytać kibiców zasiadających na „Smoku” czy odpowiada im oglądanie takich „widowisk”, tym bardziej, że nie idzie za tym wynik. Ja powiem szczerze, że moim marzeniem jest oglądanie w Lesznie takich pojedynków, jakie były tam kilka czy kilkanaście lat temu, kiedy to żużlowcy mogli atakować z każdej strony, a jadący z przodu musiał mieć oczy dookoła głowy. Tego niestety nie załatwi żaden regulamin, ani nadzór. Potrzeba przede wszystkim chęci.
Falubaz wrócił z wyjazdu z dwoma ważnymi punktami, które bardzo mocno przybliżają zielonogórzan do play-offów. Unia z kolei straciła cenne "oczko", a na dodatek w środowym turnieju Ligi Juniorów kontuzji doznał Tobiasz Musielak, co postawiło drużynę w beznadziejnym położeniu przed wyjazdem do Rzeszowa. Efekt końcowy był łatwy do przewidzenia. Kontuzje Lindgrena i "Tofika" stawiają "Byki" w bardzo trudnej sytuacji kadrowej. Na dodatek podopieczni Marka Cieślaka powoli się rozkręcają i wygląda na to, że leszczynianom jeszcze trudniej będzie awansować do czołowej czwórki. Zobaczymy, może właśnie te problemy dodatkowo zmobilizują pozostałych chłopaków. Innego wyjścia uniści nie mają, jeśli chcą jeszcze o coś w tym roku powalczyć. Swoją drogą, "Lwy" zaskakująco łatwo oddały mecz w Tarnowie...
Zielonogórzanie pokazali, że na wyjeździe jechać potrafią. Teraz czeka ich teoretycznie łatwiejsze spotkanie, ale tegoroczna teoria raczej rzadko ma pokrycie w rzeczywistości. Wiele będzie zależało od aury. Nie jest tajemnicą, że przy słonecznej pogodzie gospodarze nie mogą dopasować się do własnego toru z powodu problemów z utrzymaniem odpowiedniej wilgotności nawierzchni. Jeśli więc słońce przygrzeje, to po raz kolejny będziemy mieli start, pierwszy łuk i koniec emocji, a w takich warunkach wszystko może się zdarzyć. Układ par Falubazu jest standardowy, bo roszady podczas meczu z Rzeszowem nie przyniosły oczekiwanych efektów. Zamiast kontuzjowanego Andreasa Jonssona pojawił się Mikkel B. Jensen, jednak trzeba się mocno liczyć z zastosowaniem zastępstwa zawodnika, na co wskazuje właśnie brak zmian w układzie par. Duńczyk ma przyjechać i potrenować w piątek. Na pewno warto dać mu szansę, bo to wartościowy i przyszłościowy zawodnik. Wystarczy wrócić chociażby do ubiegłorocznego Drużynowego Pucharu Świata. Czy jednak otrzyma szansę zaprezentowania się przed zielonogórską publicznością? Wybiegając mocno w przyszłość, ciekawe co zrobiłby Rafał Dobrucki, gdyby Mikkel się sprawdził, a po kontuzji wrócił Andreas Jonsson? Kogoś trzeba by wtedy odsunąć. Tylko kogo?
Nie cichną kontrowersje dotyczące obecności w składzie Jonasa Davidssona. Coraz więcej pojawia się głosów, próbujących wręcz wymusić na Rafale Dobruckim wystawienie Aleksa Zgardzińskiego, czyli jedynej alternatywy dla Szweda. Oceniając na chłodno taką opcję, byłoby to zdecydowanie działanie pod publiczkę, bo – realnie patrząc – Alex jako senior na dzień dzisiejszy nie ma szans w rywalizacji z żużlowcami Sparty. Jako junior? Być może te szanse są. Piszę „być może”, bo wrocławianie zaprezentowali się bardzo korzystnie podczas wtorkowej Ligi Juniorów. Przede wszystkim byli waleczni (szczególnie Patryk Dolny), co dość mocno kontrastowało z mało dynamiczną i do bólu przewidywalną jazdą zielonogórzanina. Dlatego jeśli Alex Zgardziński ma pojechać, to tylko na pozycji juniora. Jednocześnie jednak wiadomo, że pod numerem 14 awizowany jest Kamil Adamczewski, co oznaczałoby, że jako senior pojechałby Patryk Dudek. Rozwiązanie z mocnym młodzieżowcem na pozycji seniora, praktycznie uniemożliwiające stosowanie rezerw zwykłych, testowali ostatnio gorzowianie i wszyscy wiemy jak się to skończyło. Tak więc na chwilę obecną pewnie znowu zobaczymy Szweda, ewidentnie lekceważącego swój polski klub. Tym bardziej, że jeśli będzie mu się chciało, to przywiezie te 7-8 punktów, które są kompletnie nierealne w wykonaniu naszego wychowanka. Tutaj powinni wkroczyć działacze, bo potrzebne jest radykalne rozwiązania: albo sami skazujemy się na fochy Jonasa (który jechać potrafi, co regularnie udowadnia w Elitserien) i przestajemy narzekać, traktując jego huśtawkę nastrojów jako pewien folklor, albo definitywnie rezygnujemy z Wikinga i dajemy szansę młodemu chłopakowi (ze wszystkimi tego konsekwencjami), mając jednocześnie na uwadze, że Falubaz nie ma już więcej zawodników w rezerwie. Patrząc na działania zarządu trudno jednak oczekiwać radykalnego posunięcia. Prawdopodobnie więc po kolejnych meczach znów będzie dyskusja... i na dyskusji się skończy. Może raz wypuszczą młodego, żeby udowodnić wszystkim, że nie ma to sensu.
Patryk Dolny przed Aleksem Zgardzińskim. Tak było we wtorek przy W69, tak było w środę na Olimpijskim. Pora na starcie trzecie. Swoją nadspodziewanie dobrą postawą wrocławscy juniorzy ostudzili nieco chęć postraszenia Davidssona
We wtorek nad Zieloną Górą przeszły dwie burze z ulewami i gradem. Okazało się, że zawody Ligi Juniorów udało się rozegrać, a jedynym efektem opadów było niewielkie opóźnienie. Bardziej doświadczeni zawodnicy nie mieli właściwie żadnych problemów z pokonywaniem łuków, a rozpoczynający swoją przygodę ze speedwayem mogli pojeździć na przyczepniejszej, ale dość równej nawierzchni. Całe szczęście, że była to tylko Liga Juniorów i dzięki temu nie przyjechał żaden komisarz. Aż wierzyć się nie chce, że Falubaz ma dziś tylko trzech młodzieżowców (w tym jednego z Leszna). Klub, który od zawsze był kuźnią talentów sam siebie skazuje na ściąganie zawodników z innych drużyn. Gdzie te czasy, kiedy zielonogórzanie w lidze mieli ekipę, w której skład wchodzili Andrzej Huszcza i siedmiu walecznych młodzieżowców? Szkoda, że dzisiejsi fani nie mają możliwości poczucia tego, jak kibicuje się chłopakom, których spotkać można na ulicy we własnym mieście. Każdego, nie tylko meczowego dnia. Gdzie dziś są imprezy młodzieżowe, gdzie sparingi, gdzie Turniej Winobraniowy, gdzie memoriały? No właśnie, a gdzie byli we wtorek najwierniejsi kibole Falubazu? Głupie pytanie, przecież to nie liga, a tylko ona się liczy. Już chyba wiem gdzie jest to wszystko, o co pytam: tam gdzie ci niby najwierniejsi oraz prezes mają takie zawody...