KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Ocena użytkowników: 5 / 5

Star ActiveStar ActiveStar ActiveStar ActiveStar Active
 

Pavlic 2018Wracając do spotkania prezesów klubów I i II ligi w Krakowie. Na łamach mediów czytaliśmy, że została odrzucona propozycja wprowadzenia ósmego zawodnika w składzie drużyny w Nice 1. Lidze Żużlowej. Tylko trzy z ośmiu klubów były za. Jakie były powody odrzucenia tej propozycji przez pozostałe pięć klubów?

 

Piotr Mikołajczak: Po pierwsze kwestia z liczbą zawodników, a po drugie z kosztami, bo temu zawodnikowi trzeba też zapłacić. W Ekstralidze jeżeli zawodnik nie jedzie w ogóle lub nie zdobędzie punktów, to może otrzymać wynagrodzenie o wartości nie większej niż jeden punkt według stawki, którą ma w kontrakcie. Takie rozwiązanie proponowaliśmy, bo jest to zapłata za pewną gotowość do startu.

Były jednak obawy, że stanie się jak w Ekstralidze, że jeden z zawodników będzie tzw. kevlarem w składzie podstawowym. Dlatego zaproponowaliśmy, żeby wpisać do regulaminu rozwiązanie, że każdy zawodnik z zespołu musi odjechać co najmniej dwa biegi w meczu. Wtedy nie dochodziłoby do takich sytuacji, że zawodnik w ogóle nie wyjeżdża. No, ale niestety argumenty finansowe i liczby zakontraktowanych zawodników pogrzebały tę propozycję, a szkoda. Temat jest do dyskusji na kolejny sezon.

A głosowanie klubów jest dla GKSŻ wiążące, czy jest to tylko wskazówka, co do kierunku rozwoju?

Piotr Mikołajczak: Wszystko zależy od tego, nad czym jako kluby głosujemy. Są rozwiązania przedstawiane przez GKSŻ, jak chociażby podpisanie umowy z TV, czy też szukanie sponsora dla ligi przez firmę zewnętrzną, które muszą być przyjęte uchwałą przez kluby. Wówczas decyduje większość głosów zespołów.

Są też rozwiązania regulaminowe, które proponują poszczególne kluby. Tutaj również decyduje głosowanie, lecz ostateczny głos należy do GKSŻ i PGE Ekstraligi, gdyż zmiany regulaminowe w dużej części są tożsame dla wszystkich lig.

Nie każde rozwiązanie proponowane przez kluby żużlowe i przez nie przegłosowane, znajduje pełną akceptację władz związkowych. Zostają one wówczas odłożone trochę w czasie, gdyż wymagają większych analiz. Ale do tych rozwiązań podchodzimy w terminie późniejszym.

Jakieś inne propozycje panowie składali na tym spotkaniu?

Piotr Mikołajczak: Oprócz limitów, zawodników z numerem 8 i 16, to z takich poważniejszych zgłaszaliśmy… Jak pan wie, w ligach obowiązuje płatność za punkt i punkt bonusowy, natomiast w DMPJ płaci się tylko za punkt.

Tam nie ma bonusów.

Piotr Mikołajczak: Nie ma bonusów i to jest błąd. Proponowaliśmy wprowadzenie bonusów, bo DMPJ to jest jazda drużynowa, podobnie jak w lidze. I mimo, że ten punkt kosztuje 150 zł to i tak to są „za duże koszty”. Oprócz tego proponowaliśmy jakieś kosmetyczne zmiany regulaminowe. Tak naprawdę byliśmy jedynym klubem, który jakieś poważniejsze zmiany postulował.

Nie było innych propozycji?

Rafael Wojciechowski: Była jeszcze propozycja dot. rundy finałowej z Łodzi, żeby po rundzie zasadniczej dzielić punkty w niej zdobyte przez dwa. Przykładowo – jeśli drużyna zdobyła w sezonie zasadniczym 22 punkty, do play-offów przystąpiłaby z 11 punktami. I dalej jazda każdy z każdym. Miałoby to spłaszczyć tabelę, żeby można było odrobić straty.

Lepsze byłoby chyba rozwiązanie sprzed paru lat, kiedy w rundzie finałowej liczyły się punkty zdobyte w rundzie zasadniczej z rywalami, którzy też jadą w play-offach. No, bo jaki to ma związek?

-  Dlatego my nie byliśmy zwolennikami tego rozwiązania tak samo, jak ja nie jestem zwolennikiem rozwiązania, by w play-offach jechał każdy z każdym. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy ostatni mecz nie będzie „o pietruszkę”, np. pomiędzy trzecim i czwartym zespołem, które w tamtym momencie mogą już nie mieć szansy na awans. A co gdyby jedna z tych drużyn jechała z liderem lub wiceliderem? Mogłyby się pojawić jakieś spekulacje, czy ta drużyna, która już nie walczy o awans, nie odpuszcza, oddając rywalowi punkty do tabeli.

Po tym jak padła propozycja z Łodzi, był jeszcze luźno rzucony pomysł, by robić w play-offach tak, jak robi się w Szwecji, że pierwsza drużyna wybiera sobie przeciwnika w półfinałach, bo nie zawsze ten czwarty zespół jest najsłabszy. Ta propozycja była najbliższa wszystkim, ale nie została przyjęta. Być może w przyszłości zostanie ona wprowadzona.

Czy pana zdaniem, play-offy nie wypaczają sensu sportowej rywalizacji? Można dominować cały sezon i nie awansować. Tak, jak to się prawie stało w przypadku Lublina.

- Takie zasady trzeba przyjąć, bo tak stanowi regulamin. Jedziemy mecze w rundzie zasadniczej, a później ta najlepsza czwórka jedzie od nowa…


A pana prywatne zdanie?

- Jest to ciekawsze dla kibiców. Pozwala na pewne zabiegi taktyczne przez cały sezon, bo mogę testować różnych zawodników, różne konfiguracje, by być optymalnie przygotowanym na koniec sezonu. Ważne jest tylko to, by zdobyć odpowiednią liczbę punktów w rundzie zasadniczej.

Wracając do spraw klubowych. Za nami zimowe okienko transferowe. W kontekście Startu największe emocje wzbudziło odejście Marcina Nowaka. Wybierał pan pomiędzy nim a Mirosławem Jabłońskim. Jakie były powody takiego wyboru?

- Chcąc zbudować skład z innym Polakiem, czyli Oskarem Fajferem, wiedziałem, że nie będzie miejsca dla czterech Polaków. Znając tych dwóch zawodników, ich przygotowanie mentalne, czy to do zawodów, czy do całego sezonu, wybrałem Mirka, wiedząc, że z tym doświadczeniem, które ma i z podejściem mentalnym prędzej się upora z odstawieniem od składu niż Marcin.

Marcin jest młodym i perspektywicznym zawodnikiem i bardzo dobrze mi się z nim współpracowało. Moim zdaniem powinien trafić do klubu, w którym będzie stawiany w roli jednego z liderów. Tak też się zresztą stało. Marcin trafił do Poznania i wierzę, że się szybko odbuduje.

Nie chciałem uziemiać tego zawodnika, wiedząc, że może znaleźć się na ławce i może mentalnie nie być przygotowany, by spędzić tam dużą część sezonu. Zatrzymując go mogłem zablokować rozwój jego kariery, dlatego kierując się także jego dobrem, musiałem się z nim pożegnać z wielkim bólem serca.

Nazwisko też odegrało rolę? Czy Mirek Jabłoński nie został dlatego, że jest wychowankiem?

- Od początku istnienia klubu, chciałem mieć w zespole wychowanków, jednak w tym momencie – i to podkreślam – główną rolę odegrała sfera mentalna tych zawodników. Zadecydowało to, który z zawodników potrafił sobie lepiej poradzić z sytuacją, gdy sadzałem ich na ławce. Zauważyłem, że Mirek radzi sobie z tym zdecydowanie lepiej, ma większe doświadczenie i potrafi po takiej przerwie wrócić odpowiednio zmotywowany.

Marcinowi udało się to dopiero na ostatni mecz w Rybniku. Wcześniej widziałem dużo niepokoju, dużo niepewności i bałem się, że gdy zostanie odstawiony od składu, będzie mu później bardzo ciężko podnieść się mentalnie, by być mocnym punktem zespołu po powrocie do składu.

Jabłoński Start2018


À propos
sadzania na ławce. W 10. i 11. kolejce na ławce posadził pan Mirosława Jabłońskiego, ówczesnego kapitana drużyny. Mirek nie pojawił się na stadionach przy okazji tych spotkań i wyjaśniał, że jego obecność podczas spotkań byłaby zbędna. Uważam, że mimo wszystko, jako kapitan, powinien się pojawić na meczu z drużyną - tak, jak pojawiał się chociażby Szymon Woźniak, kiedy był kontuzjowany. Pana zdaniem - Mirek postąpił słusznie?

- Przykład z Gorzowa jest nietrafiony. Zwróćmy uwagę, ilu zawodników mieliśmy w drużynie gorzowskiej, a ilu mieliśmy w Gnieźnie. U nas troszeczkę inaczej wygląda filozofia budowania zespołu, bo seniorów jest co najmniej sześciu, a w tym i w zeszłym sezonie nawet siedmiu. Optymalnie jest mieć sześciu zawodników - pięciu w składzie i jednego oczekującego, na wypadek słabszej formy, czy kontuzji. Choć już wtedy w zespole jest duża konkurencja.

Ciężko jest nieraz zachować pokerową twarz i udawać radość z wygranej zespołu, kiedy się w tym nie uczestniczy. Dlatego nie wymagam od zawodników pojawiania się na meczu jeśli nie są w składzie. Zawsze daję im w takiej sytuacji wolne. Jeżeli ktoś czuje potrzebę by być z drużyną podczas meczu i uważa, że może pomóc chłopakom - OK. Jeżeli nie może pogodzić się z rolą rezerwowego, to chyba nawet lepiej, żeby nie pojawiał się na meczu, by nie wprowadzał jakiejś negatywnej atmosfery. Jeżeli podejmuje decyzję, by się nie pojawiać, dlatego, że nie chce emanować swoim niezadowoleniem z decyzji sztabu, to ja to bardzo szanuję.

Z Mirkiem mieliśmy różne zdania, ale on dzielnie znosił to wewnątrz siebie, nie okazywał tego wszem i wobec. Skupił się na pracy, czekał na swoją szansę w kolejnych spotkaniach. Nie wyczekiwał w parku maszyn momentu, w którym któremuś z kolegów powinie się noga.


Na ten sezon w drużynie znalazła się dwójka Fajferów i Mirek Jabłoński, czyli przedstawiciele trzech gałęzi gnieźnieńskich klanów żużlowych. Nie obawia się pan tego, że atmosfera w drużynie może, kolokwialnie mówiąc, siąść? Od dawna plotkuje się o konfliktach pomiędzy wymienionymi rodami i jeszcze Gomólskimi.

- Nie, nie, nie. Nie ma w ogóle takiego tematu. Żadne tego typu konflikty nie miały miejsca i proszę mi wierzyć, że w szatni, w parkingu, czy na torze zawodnicy są jedną drużyną i traktują się z szacunkiem. To jest istotne, tego wymagam i do tej pory tak było. Nie muszą być przyjaciółmi poza torem, nie muszą się spotykać poza klubem.

Pytam o to również w kontekście sezonu 2017, kiedy Kevin odszedł do Poznania w nie najlepszej atmosferze…

- Zawsze w trakcie sezonu dochodzi do nieporozumień. Często te nieporozumienia nie są czysto na linii zawodnik – menadżer, tylko czasami na linii otoczenie zawodnika – menadżer. Takie sytuacje się zdarzają i z tym sobie muszę radzić. W tamtym momencie musieliśmy się rozstać, żeby obie strony dojrzały do dalszej współpracy. Teraz stwierdziliśmy, że możemy sobie ponownie podać rękę, zaufać i współpracować. To jest najważniejsze, że pomimo tego, że wcześniej były jakieś drobne nieporozumienia, to dla dobra Startu Gniezno potrafimy o nich zapomnieć.

W tym sezonie formację juniorską GTM-u tworzyć będą: wspomniany Kevin Fajfer, Damian Stalkowski i Mateusz Błażykowski. Ich średnie giegowe z poprzedniego sezonu to, odpowiednio: 1,000 w 2. Lidze, 0,929 i 0,095 w Nice 1. Lidze. Nie boi się pan, że siła rażenia tej formacji znacząco się zmniejszy?

- Damian Stalkowski już w poprzednim sezonie pokazał, że jest równorzędnym juniorem z Norbertem Krakowiakiem i Maksymilianem Bogdanowiczem, a uważam, że talentem nawet ich przewyższa. Jeżeli w najbliższym roku potwierdzi swoje nietuzinkowe umiejętności, a na razie wszystko idzie w tym kierunku, bo został odpowiednio dosprzętowiony, to jest w stanie być liderem formacji juniorskiej.

Jeżeli chodzi o Mateusza Błażykowskiego, to jest to młody zawodnik, w którym drzemie ogromny potencjał. Niczego jeszcze nie pokazał, ale to może się w każdej chwili zmienić. Mateusz ma ogromną wolę, determinację i motywację do tego, aby się dalej uczyć, rozwijać i myślę, że jest to zawodnik, który w każdej chwili może wystrzelić z formą. Uważam, że trzeba temu zawodnikowi dać spokojnie pracować. On ma jeszcze trzy lata juniorki przed sobą, więc wszystko jest możliwe.

Natomiast zgoła odmienna jest sytuacja Kevina Fajfera, który ma przed sobą ostatni rok juniora, który z różnych przyczyn przez ostatnie dwa lata nie mógł pokazać pełni swoich umiejętności. Albo hamowały go kontuzje, albo nie był odpowiednio dosprzętowiony. Myślę, że w przyszłym roku niczego mu nie będzie brakowało i wspólnie z Damianem Stalkowskim będą mocną parą Startu Gniezno, a Mateusz Błażykowski będzie na tę dwójkę mocno naciskał.

Mateuszowi Błażykowskiemu zostały trzy lata juniorki, a Damianowi Stalkowskiemu dwa. Ci chłopacy mają podpisane kontakty na pozostałą część wieku juniorskiego?

- Jeżeli chodzi o Damiana – tak, a jeżeli chodzi o Mateusza – nie. Na razie jesteśmy związani rocznym kontraktem. Będziemy obserwowali jego rozwój, po sezonie usiądziemy do rozmów i zobaczymy, czy ten zawodnik zostanie w Gnieźnie, czy będzie kontynuował karierę w jakimś innym klubie.

Jaki cel stawia pan przed młodzieżowcami na tegoroczne Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów?

- Najpierw odjechać rundę eliminacyjną, później awansować do półfinałów, a w półfinałach skupić się na tym, by uzyskać jak najlepszy wynik i powalczyć o wejście do finału. Taki jest cel. Oprócz tego rozwój, rozwój, jeszcze raz rozwój i zbieranie doświadczeń.

Przejdźmy do tematu obcokrajowców. W zeszłym sezonie mieliśmy ich czterech – Jurica Pavlic, Kim Nilsson, Oliver Berntzon i Eda Krčmář. Zacznijmy od tego pierwszego. Spodziewał się pan po Juricy takiej eksplozji formy?

- Kontraktując go, spodziewałem się, że ten zawodnik rozwinie się w Gnieźnie… Albo inaczej. To jest zawodnik, który miał dłuższą przerwę, jednak wcześniej pokazywał, że ma niemałe umiejętności. Wiedzieliśmy, że będzie chciał pokazać, że jego talent nigdzie nie zaginął, i to właśnie uczynił.

Ciężko mi jednak jednoznacznie stwierdzić, czy się tego spodziewaliśmy. Na pewno zakładaliśmy, że Jurica będzie jednym z najlepszych zawodników naszej drużyny.

Tak teraz wpadło mi do głowy pytanie. Jest w klubie temat zmiany obywatelstwa przez Juricę?

- Zostawię ten temat bez komentarza.

PavlicJ Start2018

 

Drugi z obcokrajowców, Kim Nilsson, pomimo miana dużego talentu, nie mógł znaleźć swojego miejsca w Polsce. Wy jednak na niego postawiliście i w swoich pierwszych pięciu spotkaniach jechał całkiem dobrze. Po szóstym meczu w barwach Startu w Daugavpils, otwarcie przyznawał pan, że jest pan z Kima niezadowolony, bo ten nie był gotowy wyjechać do biegów nominowanych. Na czym ten brak gotowości polegał? To była kwestia sprzętowa czy mentalna?

- Przypuszczam, że obie, choć tak naprawdę tylko Kim mógłby się na ten temat wypowiedzieć, bo to w jego głowie siedzi. Myślę jednak, że chodziło głównie o sprzęt, a jeśli zawodnik nie jest pewny sprzętu, to pojawia się problem w głowie.

Nie będę jednak ukrywał, że nie lubię być zaskakiwany w ten sposób, że w momencie, gdy chcę postawić na jakiegoś zawodnika w biegach nominowanych, on daje mi do zrozumienia, że nie jest na te biegi nominowane gotowy i nie chce w tych biegach startować. Ale oczywiście cieszę się, że był ze mną szczery i mogłem postawić na innego zawodnika

Uważam, że jest to doświadczony zawodnik, który może się przydać niejednemu klubowi, ale ma w Polsce za małą bazę sprzętową. Jeżeli będzie chciał powrócić do polskiej ligi, musi pamiętać o tym, aby ta baza sprzętowa była lepiej przygotowana.

Czy ta sytuacja z Daugavpils była głównym powodem, dla którego Kim nie wystąpił już później w barwach Startu i ma podpisany tylko kontrakt warszawski?

- To była jedna z sytuacji…

A jakie były inne?

- Nie powiem jakie były inne sytuacje. W przypadku Kima zabrakło dla mnie takiej „kropki nad „i””, żeby mnie do siebie przekonał. To wynika z ciągu moich analiz i spostrzeżeń z całego sezonu. Jeżeli ma się wyrównaną drużynę, to ciężko później o szansę dla zawodnika, który nie przekonuje mnie w stu procentach.

Kim powinien popracować nad swoimi startami. Po wygranym starcie bardzo dobrze radził sobie w polu i dowoził cenne punkty. Gorzej to bywało w przypadku przegranych startów. Wtedy często tych punktów brakowało. Cały sezon Kima, mimo wszystko, mogę ocenić na plus, ale tak jak wspomniałem, zabrakło jakiejś „kropki nad „i””. Chcąc podnieść wartość zespołu, gdzieś tego miejsca dla Kima zabrakło.

Zabrakło także miejsca dla Eduarda Krčmářa. Domyślam się, że wybierał pan pomiędzy nim a Oliverem Berntzonem.

- Tak.

Dlaczego wybrał pan tak, a nie inaczej?

- Uważam, że Oliver ma większy potencjał. Udowadniał to regularnie startując w lidze szwedzkiej. Ponadto, obserwując go we wszystkich spotkaniach w naszym kraju wiem, że jest to zawodnik z dużym potencjałem i dużą wytrzymałością mentalną. Nie załamuje się szybko, potrafi się zmotywować na decydujący bieg i przywieźć w nim ważne punkty. Jest to też zawodnik bardziej wszechstronny.

Eda jest mniej doświadczonym zawodnikiem, który potrzebuje stałego rozwoju. Nie chciałem zatrzymywać go na siłę w drużynie, wiedząc, że może się nie przebić do składu. Uważałem, że lepiej będzie dla zawodnika, jeśli się rozstaniemy. Dlatego też przeniósł się do drugoligowego Poznania i uważam, że w tym klubie może być jednym z liderów.

A Stal Rzeszów mocno kusiła Olivera Berntzona?

- Myślę, że dość mocno. Nie mieliśmy jednak żadnych problemów, by dograć z Oliverem warunki umowy. Do uzgodnienia pozostawała jedynie kwestia długości kontraktu. Podpisaliśmy kontrakt na dwa lata, z czego jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli Frederik Jakobsen i Andriej Kudriaszow. Czy Frederik był na liście życzeń Startu przed sezonem 2018?

- Tak, był na naszej liście życzeń. Wtedy wolał jednak postawić na stabilizację i dalszy rozwój w drugiej lidze. W tym roku zdecydował się podnieść sobie poprzeczkę wyżej. Ja mu ogromnie kibicuję, bo wierzę, że to zawodnik z ogromnym potencjałem, który może w przyszłości stanowić o sile światowego żużla, łącznie z tym, że może w przyszłości startować w Grand Prix. Uważam, że to jeden z bardziej utalentowanych Duńczyków, który z roku na rok będzie stale podnosił swoje umiejętności.

A Andriej Kudriaszow? To jest taki zawodnik, który chyba jeszcze nie pokazał pełni swoich możliwości, bo od kilku sezonów jego średnia krąży w okolicach 1,800 pkt./bieg. Liczy pan, że w Gnieźnie, podobnie jak choćby Juricy Pavlicowi, pozycja lidera zespołu pozwoli osiągnąć dużo lepsze wyniki?

- Wierzę w to mocno, że jest w stanie przebić granicę dwóch punktów na bieg. To jest zawodnik, który potrzebuje spokoju w przygotowaniu. Wierzę, że taki spokój mu zapewnię. Wiem, że ten zawodnik jest w stanie być jednym z liderów naszego zespołu, a w przyszłości rywalizować w PGE Ekstralidze. Już w tym sezonie, pomimo tego, że stracił praktycznie jego połowę, pokazywał się z bardzo dobrej strony.

Kudriaszow2016

 

Czy podczas okienka transferowego do Gniezna trafili wszyscy zawodnicy z listy życzeń?

- Jak połowę ligi interesowało nas dwóch Duńczyków, którzy startowali w poprzednim sezonie w Wybrzeżu Gdańsk. Obydwaj wybrali Ekstraligę i całkowicie to rozumiem.

Kilka dni temu odbyła się konferencja prasowa, na której ogłoszono poszerzenie współpracy z Grupą Aforti. Trenerem w szkółce ma zostać Mirosław Jabłoński i, jeśli dobrze rozumiem, zastąpi on na stanowisku trenera Piotra Szymkę, tak?

- Jest taki plan. Oczywiście Mirek jest dopiero w trakcie nabywania uprawnień, więc stuprocentowo będzie można to ogłosić po uzyskaniu przez Mirka odpowiednich dokumentów. Na dzień dzisiejszy Mirek jest przede wszystkim ambasadorem Grupy Aforti i dzięki temu będzie także współpracował z Aforti Szkółką Żużlową, a po uzyskaniu odpowiednich uprawnień w marcu, zostanie ogłoszony jej trenerem. Można powiedzieć, że w ten sposób zastąpi Piotra Szymkę.


Czy współpraca z Piotrem Szymką się panu układała? Pytam, bo różne informacje krążą na ten temat.

- O trenerze Piotrze Szymce nie mogę powiedzieć nic negatywnego. Współpraca układała się pozytywnie, jednak na ten sezon szukałem trenera, który miałby w ostatnich latach bliższy kontakt z motocyklem. Jest to ważne zwłaszcza przy szkoleniu adeptów. Nie ma lepszego kandydata na trenera szkółki niż zawodnik, który niedawno jeździł lub jeszcze jeździ.

Żużel cały czas ewoluuje, wchodzą nowinki techniczne, a przez to zmienia się też technika jazdy, dlatego tak ważne jest, by pieczę nad szkoleniem sprawowała osoba, która stale w tym uczestniczy i sama te nowe rozwiązania testuje. Dlatego uważam, że Mirek jest idealnym kandydatem na trenera w Aforti Szkółce Żużlowej.


Czy program dla szkółki jest wieloletni?

- Umowa z Grupą Aforti jest tylko na ten sezon, ale program przewiduje założenia do 2024 roku. Główne jego założenie jest takie, by dzieci pod okiem instruktorów zaczynały jazdę w wieku nawet 6 lat na motocyklach typu pitbike. Później ci młodzi zawodnicy mieliby płynnie przechodzić do klasy 125 cm3, a w kolejnych latach do 250 cm3 i 500 cm3 w wieku 13, 14 lat.

Czy w tym sezonie Grupa Aforti również zaproponowała premię w postaci podwojenia środków na drużynę w przypadku złotego medalu DMPJ, jak to miało miejsce w poprzednim sezonie?

- Nie. Program motywujący jest zupełnie inny, ale również zależy od wyniku sportowego zarówno pierwszej drużyny, jak i tej młodzieżowej. Szczegóły są oczywiście objęte tajemnicą, ale mogę powiedzieć, że w przypadku awansu naszej głównej drużyny do finału rozgrywek środki będą bliskie podwojeniu.

Jaki cel stawia pan przed swoją drużyną na ten sezon?

- Awans do pierwszej czwórki –  to jest główny cel. Później, tak naprawdę, wszystko może się zdarzyć. Mi osobiście marzy się awans do finału, ale to zweryfikuje tor i zawodnicy drużyn przeciwnych.

A kiedy możemy się spodziewać GTM Startu Gniezno w PGE Ekstralidze?

- Myślę, że trzeba jeszcze troszeczkę na to poczekać. Założenie jest jednak takie, żeby ten cel osiągnąć w ciągu dwóch, trzech lat.


Czyli w sezonie 2022 na pewno będziemy oglądali Start w Ekstralidze, tak?

- Myślę, że to już nie będzie pierwszy sezon Startu w Ekstralidze i będziemy wtedy walczyć już o coś więcej niż tylko utrzymanie.


Dziękuję za rozmowę.

- Dzięki!

 

Rozmawiał: Piotr Kaczorek 🦆 (Twitter)

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43