Już za życia legenda ostrowskiego żużla (choć przecież od dawna już w barwach Iskry / Ostrovii nie jeździł), honorowy kapitan Sparty Wrocław - to jemu fani na płycie Stadionu Olimpijskiego wręczyli symboliczny laur, nie za największą liczbę zdobytych punktów czy najlepszą średnią, a za wierność. To z ust kibiców wyróżnienie najwyższe. Kiedy wchodził w wiraż, jego piękną sylwetkę na żużlowym motocyklu, chyba najładniejszą z możliwych, na każdym stadionie w Polsce rozpoznawało się z daleka. Jakaż szkoda, że w ostatnim sezonie wrocławskiego rozdziału kariery nie dano mu szansy w tych decydujących meczach, na co - będąc ambitnym do bólu - z pewnością liczył. Tymczasem jego wielka przygoda w kevlarze Sparty zakończyła się, cóż za złośliwy rechot żużlowego losu, finałem MPPK na torze rodzinnej Ostrovii, ale w okolicznościach, których sam wolałby nie pamiętać.
Tych lepszych chwil było więcej. Nawet teraz, już po przenosinach do Rzeszowa, kiedy czwarty krzyżyk coraz wyraźniej rysował się na karku. Komplety, kolejne rzędy "trójek" co mecz, najwyższa średnia w całej lidze, nawet przed Hancockiem. Pamiętny 15 sierpnia 2012 roku. Nie sposób nie wspomnieć. To były też początki naszego portalu, on - dość sensacyjny triumfator, niczym Adam Skórnicki cztery lata wcześniej, piękna, ciepła noc w Zielonej Górze, absolutnie luźna, żużlowa atmosfera, więc cieszyliśmy z jego sukcesu jak ze swojego, wraz ze ściskającym się z żoną i córeczką Tomaszem oraz uszczęśliwioną grupką wrocławskich kibiców. No i ten "OGÓR" uśmiechający się do nas z samego serca wielkiego graffiti ZIELONOGÓRZANIE, podczas nocnego zwiedzania "Winnego Grodu". Poszło w Polskę. Tomasz Jędrzejak - Indywidualny Mistrz Polski 2012.
Ostatni raz widzieliśmy się z panem Tomaszem pod koniec lipca, po zwycięskim ligowym meczu Stali w Rawiczu. Znowu robił na torze, co chciał, przypadek sprawił, że skończył "tylko" z 13 punktami. Komentujący ten mecz Grzesiek Drozd, z którym akurat gaworzyliśmy po spotkaniu, rzucił do przemykającego między busami Tomasza wesołe: "No, całkiem nieźle, całkiem nieźle, panie Tomku...". Jędrzejak, choć widać było, że zmęczony i chyba generalnie nie tryskający tego dnia humorem, uśmiechnął się i w równie figlarnym geście "no, mogło być lepiej...", wskoczył do busa i odjechał. Dla dziennikarzy nie był łatwym rozmówcą, nie miał "parcia na szkło", elaboratów nie wygłaszał, a jak go ktoś po meczu zirytował "złym" pytaniem, potrafił się odgryźć, to z pewnością przekładało się na liczbę publikacji o jego karierze, dość niewielką w porównaniu z innymi, ale dla tych, których znał, dla swoich najbliższych, kibiców - był ciepły i pełen empatii.
Pozytywny człowiek, świetny żużlowiec. Takiego Tomasza Jędrzejaka będziemy pamiętać.
Jakub Horbaczewski