Niektórych zjawisk nie jesteśmy czasami w stanie wytłumaczyć - nie pomoże konsylium filozoficzne, wszelakie wykresy, jasnowidztwo, modlitwy, a nawet GKSŻ (a może zwłaszcza?). Majowy długi weekend zawarł w sobie wszystkie odmiany absurdu - rozkładano plandekę, składano ją podczas opadów, modlono się nad dziurą w torze, czy przerywano zawody w momencie, w którym opady... ustawały. Nagłe zwroty akcji, krzyki, karambol i karetki, kontakty z „górą”, a może z guru... nie, to nie sceny rodem z thrillera, to nasza 1. Liga Żużlowa.
"Dzwoniłem, prosiłem, żeby to przełożyć, dzwoniłem i prosiłem!" - tak krzyczał trener Mariusz Staszewski podczas nieszczęsnego meczu pomiędzy Arged Malesą Ostrów a Orłem Łódź, który pierwotnie miał odbyć się o godzinie 19.30 w sobotę 6 maja. Miał, bo ostatecznie rozpoczął się z niemal godzinnym opóźnieniem. Droga do rozegrania tego spotkania była długa i pełna niespodzianek. Otóż okazało się, że mecz będzie nosił miano zagrożonego, a więc ostrowianie muszą... rozłożyć plandekę!
Plandeki obowiązkowe w 1 lidze? Skądże znowu! Będą, ale dopiero od sezonu 2025, jednak jeśli ktoś już takowe nakrycie toru posiada, ma je rozłożyć. Bez dyskusji! Ot, taka mała korekta w regulaminie torów. Jednak warto tutaj uspokoić pozostałe kluby. Ten przepis na drugim stopniu rozgrywkowym dotyczy obecnie... jedynie TŻ Ostrovii. Pozostali nie muszą się martwić, nie trzeba ubijać toru, ani niczego rozkładać. Jeśli będzie padać, to zwyczajnie przełożą i... tyle. Należy przypomnieć przy okazji, że GKSŻ pozwoliła klubowi z Ostrowa na dosypanie nawierzchni wczesną wiosną, podczas gdy zalecane jest jej uzupełnianie jesienią. Tak, by cały materiał mógł się odpowiednio przemieszać. Oczywiście przy dobrych warunkach atmosferycznych byłaby szansa, by tor odpowiednio się ułożył, natomiast wszyscy wiemy, że słońca i ciepła mieliśmy w marcu bardzo niewiele.
Ostrowski tor potrafi się nieco rozrywać w drugiej połowie zawodów, o czym mówią sami zawodnicy, a ubicie nawierzchni i nakrycie plandeką spowodowało, że tor się „odparzył”, jak to określił Marek Cieślak. Nakrycie zostało zdjęte z owalu ok 1,5 godziny przed rozpoczęciem spotkania, a na zawodników i osoby funkcyjne padł blady strach. Dziury, odmoczenia w miejscach przesiąknięcia plandeki... Do kwestii plandeki na torze Ostrovii odniósł się w wypowiedzi dla WP.SportoweFakty Witold Skrzydlewski:
„Nie rozumiem, dlaczego rozkładali plandekę. Nie musieli tego robić. O jakiej aktualizacji regulaminu my w ogóle mówimy? W tej sprawie było głosowanie podczas spotkania z klubami. Ustaliliśmy, że plandeki wchodzą od 2025 roku. Nie ma zatem mowy o aktualizowaniu regulaminu. Na jakiej podstawie to się w ogóle dzieje i po co jesteśmy zapraszani na rozmowy? Kopiujemy standardy z putinowskiej Rosji, gdzie coś się ustala, a później tego nie uznaje? Z tego, co pan mówi, wychodzi na to, że jedziemy kilkaset kilometrów na rozmowy, a tak naprawdę tracimy tylko czas i pieniądze”.
Sędzia zawodów, Paweł Michalak chodził, dzwonił, obserwował z nietęgą miną stan nawierzchni. Obchód robił komisarz dając jednocześnie gros merytorycznych wskazówek, rozmyślał nad sensem rozpoczęcia meczu przewodniczący jury Zbigniew Kuśnierski. Efekty rozmyślań?
Jedziemy! Jedziemy, mimo dezaprobaty zawodników obu ekip. „Te zawody powinny być odwołane i przeniesione na inny dzień” - mówił Timo Lahti. „Decyduje start i musimy się modlić, aby każdy cało dojechał do mety(...) czuję się poniżony, jesteśmy traktowani jak cyrkowcy” - komentował Tobiasz Musielak. W rozmowie z WP Sportowefakty trener Orła wspominał nawet o naciskach wywieranych „z góry” na sędziego. „Nie rozumiem rozgrywania zawodów na siłę (...) Poza tym obie drużyny przed jej rozpoczęciem mówiły, że to nie ma sensu. Jeśli chodzi o sędziego, to uważam, że był pod wpływem poleceń, które były wydawane gdzieś wyżej”.
Tor równano co 2 biegi, a siąpiący deszcz nie przestawał padać na garstkę zmarzniętych i przemoczonych kibiców. Po karambolu w biegu juniorskim, jeszcze krótka inspekcja nawierzchni i kontynuujemy... aż do biegu nr 8, po którym... zakończono całe akrobacje, co dziwi z prostej przyczyny. Chwilę po nim opady ustały. Gdyby nawet na siłę szukać logicznego wyjaśnienia tych wydarzeń, to ciężko znaleźć igłę w stogu siana. Wydawać by się mogło, że albo spotkanie winno być przełożone na inny termin, albo skoro już jedziemy i opady się nie wzmagają, a wręcz ustają, to je zwyczajnie dokończmy. Nic z tych rzeczy.
Mariusz Staszewski dzwonił i prosił, nic z tego. Zbigniew Fiałkowski zaznaczał jednak, że żadnej oficjalnej prośby nie było. Kto ma rację? Nie nam rozsądzać. Może takie wątpliwej jakości widowiska mają na celu jednak zmniejszenie liczby kibiców na stadionach i przeniesienie ich przed ekrany telewizorów? Problemem może być jednak to, że nie wszyscy lubią oglądać cyrk, tudzież występy akrobatyczne. Po wszystkim przewodniczący jury zawodów tłumaczył, że chciano dobrze, tak by wszyscy byli zadowoleni. Grono ukontentowanych jednak było kameralne, to telewizja i GKSŻ.
Całość można podsumować wierszem Andrzeja Bursy pt. „Sobota”
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać cztery reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
„A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...” niestety to nie do końca prawda. Nie na stadionie Polonii Bydgoszcz. Planowana godzina rozpoczęcia meczu z Wybrzeżem Gdańsk 14:00. Na trybunach ok. 5,5 tys. kibiców, trzeba zaznaczyć, że dość cierpliwych jak na to, co zaserwowali im decydenci. Otóż próbę toru przesunięto najpierw o 35 minut, a potem jeszcze o kolejnych 40. To wszystko w związku z uwagami jury co do stanu bydgoskiej nawierzchni. Zawodnicy dokonywali obchodu toru, wnoszono dłonie ku niebiosom, pochylali głowy nad dziurą przed wejściem w drugi łuk, trwały narady. Komisarz toru w osobie Jacka Krzyżaniaka myślał intensywnie – jak tu doprowadzić owal do użytku, ale wydarzenia z Ostrowa zakłócały jasność umysłu.
Po około 1,5 h od momentu w którym powinniśmy oglądać 1. bieg, sędzia Bartosz Ignaszewski wespół z wcześniej wspomnianym Jackiem Krzyżaniakiem, oraz przewodniczącym jury Dariuszem Cieślakiem podjęli decyzję – odwołujemy! Dodajmy, że przychylono się do wniosku obu teamów, by ten mecz przełożyć, kolejny raz jednak szkoda w tym wszystkim fanów czarnego sportu, którzy poświęcili sporo czasu na oglądanie wpatrujących się w jeden punkt żużlowców. Nie obyło się bez gwizdów i wulgarnych okrzyków, co nie powinno dziwić. Deszcz w Bydgoszczy padał całą sobotę i wydawać by się mogło, że racjonalnym rozwiązaniem było odwołanie spotkania dużo wcześniej, po raz kolejny jednak próbowano doprowadzić do odjechania meczu „na siłę”.
W związku z tymi wydarzeniami oświadczenie wydał Jerzy Kanclerz, prezes Abramczyk Polonii, tutaj jego fragment:
„(...)Główna Komisja Sportu Żużlowego wyznacza na mecze swoich przedstawicieli, którzy pełnią obowiązki podczas spotkań i nadzorują przygotowania w dniu meczu. Osobą, który nadzoruje prace torowe jest komisarz toru. Jako organizator nie możemy podjąć samodzielnie decyzji odnośnie użycia konkretnego sprzętu torowego, za co grożą kary nałożone na klub oraz osoby funkcyjne (finansowe oraz zawieszenia).
Od rana prace torowe nadzorował komisarz i jego polecenia zostały wykonane. W naszej ocenie, tor można było przygotować do jazdy. Niestety, nie udało się przygotować toru tak, by był bezpieczny i jednakowy na całej długości i szerokości. Choć z daleka wydawał się dobry, było na nim kilka miejsc z mokrą, miękką nawierzchnią. Zawodnicy zgodnie przyznali, że tor nie jest bezpieczny do ścigania. Jury zawodów podjęło decyzję o odwołaniu spotkania i przełożeniu go na inny termin. Bardzo ubolewamy, że stało się to tak późno. Pragniemy także wyjaśnić kwestię folii. Położenie folii nie zawsze jest idealnym wyjściem. Przykrycie toru powoduje jego "odparzenia", a po ściągnięciu przygotowanie go do zawodów odbywa się inaczej niż zwykle. Tor jest swego rodzaju zagadką zarówno dla gości, jak i gospodarzy. Folia może pomóc, jednak nie zawsze przykrycie ma sens. Dodajmy także, że folia (plandeka) w rozgrywkach 1. Ligi Żużlowej nie jest obowiązkowa. Decyzję o odwołaniu/opóźnieniu itp. zawodów podejmuje każdorazowo sędzia lub jury zawodów. Zdajemy sobie sprawę, że odwołanie zawodów godzinę po ich pierwotnie zaplanowanym starcie, kiedy kibice są już na trybunach, jest frustrujące dla każdego z obecnych na stadionie. Podkreślmy jeszcze raz, że nie mamy, jako organizator zawodów, możliwości samodzielnego odwołania meczu wcześniej. Musimy wykonywać polecenia przedstawicieli GKSŻ. Podjęcie samodzielnej decyzji wiązałoby się oddaniem meczu walkowerem.(...)
A tutaj - żeby uniknąć zarzutu o wyrywanie czegoś z kontekstu - całość:
Jak widzimy, Jerzy Kanclerz także zwrócił uwagę na istotę rozkładania nakrycia toru i konsekwencje z tym związane. Jednocześnie zaproponował zwrot biletów i darmowego grilla w towarzystwie żużlowców. 19 maja o 18:00, jakby kto pytał. Prezes miał tutaj swoje racje, ale czy można było zrobić coś więcej, by ten tor nadawał się do jazdy i czy zrobiono wszystko co możliwe? Najdokładniej widzieli wściekli kibice na trybunach. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź GKSŻ, w imieniu której głos zabrał przewodniczący jury tego meczu Dariusz Cieślak:
„Przyjmuję to wszystko z dużym zdziwieniem, bo kiedy przebyłem na stadion w niedzielę po godzinie 9:00, to był już tam obecny komisarz toru. Nikt nie zwracał wtedy uwagi, że coś jest nie tak i że prace podejmowane na torze mogą okazać się niewystarczające lub niewłaściwe. Poza tym pierwsze posiedzenie jury rozpoczęło się już o godzinie 10:00 i byli na nim obecni kierownicy obu drużyn i kierownik zawodów. Nikt nie miał żadnych uwag do tego, co dzieje się na torze. Wszyscy byli zgodni, że właśnie tak należy działać. W związku z tym oświadczenie prezesa Polonii jest dla mnie naprawdę dziwne. Największy problem polegał na tym, że cały poprzedni dzień padało. Tor wizualnie wyglądał dość dobrze. Kłopotem był jednak pas na wejściu w drugi łuk. Po rozbronowaniu nawierzchnia się przesuszała i wydawało się, że będzie w porządku. Było w niej jednak mnóstwo wilgoci po opadach i dlatego z czasem wytworzyła się "poduszka". Co ciekawe, pierwszy łuk był przez długi czas idealny. Wszyscy po nim chodziliśmy i mieliśmy takie samo zdanie. Tymczasem o godzinie 13:00 wszystko zaczęło się ruszać. Przyznam szczerze, że nigdy z czymś takim się nie spotkałem. To samo mówili Jacek Woźniak i Krzysztof Kanclerz. Dla nich też było to dziwne i oni również mówili, że warunki nie są bezpieczne. Nie pozostało zatem nic innego jak odwołać zawody”.
Panie przewodniczący, cały poprzedni dzień padało, co pokazywały także wcześniejsze prognozy, sam również Pan to zauważył. Meczu jednak nie odwołano z wyprzedzeniem. Dlaczego? Na łamach prasy wyjaśnił to wiceszef GKSŻ Zbigniew Fiałkowski:
„ Po pierwsze to nikt nie prosił o przełożenie tych zawodów, a po drugie nie było podstaw do przekładania meczu nawet w sobotę rano. Na torze znajdowała się przecież plandeka. Niekorzystne prognozy pogody? W piątek w Ladshut one zakładały ponad 7 milimetrów deszczu, a nie spadła ani kropla. Na niedzielę prognoza w Landshut zakładała 16 mm i do tej pory nie pada. Złoty Kask według prognoz też mógł się nie odbyć…”.
Do tego „nikt nie prosił o przełożenie tych zawodów” zapewne odniosą się jeszcze działacze TŻ Ostrovia. Jak to się ma do słów Mariusza Staszewskiego „dzwoniłem, prosiłem, żeby to przełożyć, dzwoniłem i prosiłem!”, od których ten artykuł zaczęliśmy?! To "dzwoniłem" Staszewskiego dotyczy raczej jedynie sytuacji w obrebie już rozpoczętego meczu, ale czy dzień wcześniej nastroje u ostrowian były inne od "tu nie ma co czekać, tu trzeba dzwonić"? Chyba ktoś tu nie do końca mówi prawdę. Co w polskim żużlu na nikim nie robi już większego wrażenia.
Aura faktycznie jest nieprzewidywalna. Była, jest i będzie. Bo taka jej natura. Ale po coś przecież te „nasłuchy” meteo wprowadzono, po coś wyselekcjonowano te trzy „pogodynki”. Jeżeli teraz zaczniemy ignorować coś, co sami wprowadziliśmy (jeszcze gorzej – respektować te ostrzeżenia, ale tylko wybiórczo), to chyba dochodzimy do ściany. Przecież nawet jeśli wszystkie trzy stacje będą przepowiadać ścianę – nomen omen – deszczu, to teraz każdy może powiedzieć tak jak Zbigniew Fiałkowski. No przecież Złoty Kask się odbył, w Landshut też pojechali. I gwarantuję Państwu, że chętnych aby tak powiedzieć, kiedy doraźny interes tak właśnie podpowie, nie zabraknie.
EPILOG
Dzisiaj, tj. 10 maja, gruchnęła wieść, że wszyscy główni aktorzy obu majowych „widowisk”, czyli funkcyjni z ramienia PZM obecni w Ostrowie i Bydgoszczy, a także prezesi Górski, Kanclerz oraz trener Cieślak mają się stawić „na dywaniku” u przewodniczącego Szymańskiego w siedzibie GKSŻ. Będzie więc Cieślaków dwóch, bo pan Dariusz był przewodniczącym jury odwołanego meczu w Bydgoszczy. Żeby oni się tylko zmieścili wszyscy w gościnnych progach PZM. A finalnie może dowiemy się, kto „wywierał nacisk” na sędziego w Ostrowie. Może sam Szymański wywierał? Albo „zła” telewizja? ...której Skrzydlewski nie lubi. O ile sam arbiter potwierdzi, że kluczowe słowa „każą jechać” wypowiedział. Bo przecież wolno mu powiedzieć, że ci, którzy usłyszeli, mieli jakieś omamy słuchowe.
Na dokładkę zauważmy jeszcze, że problemy ze strukturą toru były również w Poznaniu, jednak tam sobie z nimi poradzono. Patrick Hansen natomiast twierdził, że tor wyglądał „jakby ktoś przy nim kombinował”... nie drążmy jednak tematu. Mecz się odbył. Można już nawet w internecie obejrzeć dwa ostatnie wyścigi.
Tracimy ochotę by przebywać na stadionach, decydenci wydają się żyć w „matrixie” i mimo czujnego oka kibica przedstawiają swoje - zgoła odmienne zdanie. Oby za moment nie okazało się, że speedway zamiast w sercach fanów, znajdzie się tam, gdzie znajdują się małe miasteczka w wierszu Andrzeja Bursy.
Przemysław Owczarek
Fotorelacja: Joanna Szymczak
https://pokredzie.pl/home/felietony/3547-w-okowach-komisji-felieton#sigProId90141ff1a8