Ten finał wielu już odjechało. Wielu zarezerwowało sobie czas na świętowanie. Co ambitniejsi gratulują już Bartkowi "ojcostwa". W ciekawej rozmowie red. Ostafińskiego z Zenonem Plechem, szacując szanse obu ekip, pojawiło się porównanie do mundialowej klęski Brazylii w meczu z Niemcami. Niemcami mają być gorzowianie. Jak przełożyć 1-7 na warunki żużlowe? To drugorzędna kwestia, bo każde, choćby najniższe zwycięstwo, daje Stalowcom upragniony tytuł. Pędzimy zatem zarobić? Też nie. Gdyby w tej chwili ktoś zechciał postawić na triumf ekipy Palucha tysiąc zł, wygra... złotych 12 (stan na dzień przed finałem, godz. 21, dane firmy STS). Kokosowy interes... Po cóż więc pogrążać się w spekulacjach i na siłę szukać szans słabszych, kiedy wszystko jest jasne? Hmm, no jak to po co? Przecież wszyscy chcemy, żeby były emocje. Najlepiej do XV biegu. Nie tak, jak podczas lubuskich derbów. Orzeł tym razem jedzie o 14. Nie będzie na co przełączyć.
Szukajmy zatem... Do pomocy zatrudniliśmy fachowca.
1. Bartosz Zmarzlik (i jego złoty silnik)
Wymienić największy atut gospodarzy jako szansę gości?! Irracjonalne. Na czymś jednak swoje nadzieje muszą leszczynianie budować. I raczej nie na tym, że "Struś Pędziwiatr" nagle zapomni, jak przejechać pierwszy wiraż w Gorzowie, by znaleźć optymalną ścieżkę na wyjściu. Brylantowy Bartek robi jesienią imponujące wyniki:
14 września z Falubazem: 3 (0,3,0,0,D). Ale już w rewanżu: 17 (3,3,3,2,3,3).
1 października w Kumli: 3 (1,1,0,1). Ale już w rewanżu: 14+1 (3,3,2*,3,3).
Tym razem w pierwszym meczu finału było: 18 (3,3,0,3,3,3,3).
Czyżby, prawem serii...? Nie chce się wierzyć, bo Zmarzlik u siebie nie zawodzi. Nawet stawka Grand Prix okazała się zbyt słaba, by okiełznać gorzowskiego młokosa. W dodatku, jak sam przyznaje, trafił TAKI silnik. Pozostaje zgrzeszyć truizmem i zauważyć, że każda passa kiedyś ma swój koniec. Nawet ta Iversena sprzed niedawna (ile tam było "trójek" z rzędu, 30?!). Jasne, to samo można by napisać przed każdym meczem koszykarzy USA. Wygranym raz 50-punktami, innym razem tylko 30. Żużel jest jednak specyficznym sportem. I nie wszystko zależy od człowieka.
2. Wyjazdowa skuteczność leszczynian
Owszem, są tacy, którzy samą obecność Unii w wielkiej czwórce w ogóle negują ("bo gdyby Unibax..."), ale zasadniczo to nie dla nich tekst. Fakty są takie, że Unia w czwórce jest, czerwcowy mecz z Unibaksem wygrała bez większego wysiłku, a ostatnich 10 wyników prezentuje się następująco:
28 września: Leszno - Gorzów 46:44
21 września: Tarnów - Leszno 42:48
14 września: Leszno - Tarnów 50:40
7 września: Częstochowa - Leszno 35:55
24 sierpnia: Leszno - Gorzów 45:45
10 sierpnia: Leszno - Wrocław 48:42
11 sierpnia: Zielona Góra - Leszno 44:46
29 czerwca: Leszno - Gdańsk 63:27
22 czerwca: Tarnów - Leszno 51:39
15 czerwca: Leszno - Toruń 48:41
Od początku rundy rewanżowej: 8 zwycięstw - 1 remis - 1 porażka.
Trzy ostatnie wyjazdy: 3 wygrane.
Ostatnia przegrana na wyjeździe: 3,5 miesiąca temu, w Tarnowie.
Całkiem nieźle, prawda? Oczywiście, to wszystko jedynie dlatego, że rywalami byli: wycieczka z Gdańska, bankrut z Częstochowy, Baron, który zapomniał jak się robi taktyczne (albo kazano mu zapomnieć), potem jeszcze Kasprzak przepuścił Zengotę, Hancock nie chciał umierać za Tarnów, a o numerze w Zielonce "cała Polska wiedziała". Wszak następnego dnia rano wszystkie firmy bukmacherskie padły. Mimo wszystko, dość sporo tego...
Jeśli drużyna wygrywa ostatnie 3 wyjazdy, w tym w Tarnowie i Zielonej Górze, a w Częstochowie, niechby totalnie osłabionej, robi sieczkę - coś jest na rzeczy. Już choćby to nakazuje menadżerom gospodarzy przynajmniej zachować ostrożność.
3. Wymiana najsłabszego ogniwa
Czyli Michelsen za Balińskiego. Tutaj, przyznam, mam mieszane odczucia. "Bally" to jednak swojak, zadziora i walczak, a za Unię i to złoto dałby się pokroić. Michelsen ostatnio walczył głównie na twitterze. Czy występ Damiana Balińskiego w pierwszym meczu finału był aż tak słaby? W pierwszym wyścigu zrobił swoje, pokonał bardzo dobrze tamtego dnia dysponowanego Sundstroema. To Pedersen przegrał z Kasprzakiem. Na wszystkim zaważył drugi wyścig. Obowiązkiem nestora Unii było pokonanie kogoś z dwójki Świderski-Cyfer. A najlepiej obydwu. Zawalił wyjście spod taśmy, kiedy zabierał się za atak, zamknęli mu ścieżkę - było po zawodach. Literalnie, bo mecz dla gospodarzy tak się ułożył, że szybko stało się jasne, iż to za Damiana pójdą rezerwy. To ta gorsza część przygód Balińskiego w tegorocznych play-offach. Warto jednak pamiętać, że w dwumeczu z Unią Tarnów "Balon" przywiózł (wraz z bonusami) bezcenne 11 punktów. Kolejny zabrał mu sędzia.
Kibice w Lesznie w większości popierają tę zmianę. W sondzie, jaką ogłoszono tuż po tej decyzji, aż 85 proc. głosujących zgodziło się ze "Skórą". Komentujący, jak to zwykle bywa, już szukają ikonie swego klubu miejsca w Rawiczu lub w I lidze. Ale nie dam głowy, czy to nie zmotywowany Baliński prędzej od Michelsena dowiózłby ważne "oczko" do mety. A do internetowych sond zasadniczo warto podchodzić z dystansem. Prawie jak do newsów o kolejnych pracodawcach Golloba. Czy to nie ten sam Michelsen, który w meczu z Tarnowem swoją niefrasobliwością oddał ważne punkty rywalom? I po dwóch zerach poszedł pod prysznic. Gdyby wtedy zrobić sondę "Czy w rewanżu trener Skórnicki powinien odsunąć Michelsena od składu" zapewne wynik byłby podobny.
Ale nic tu po dywagacjach. To menadżer "Skóra" jest na miejscu, to on widzi aktualną dyspozycję zawodników, także sprzętową, i należy przyjąć, że ten ruch kadrowy wzmocni Unię w walce o złoto. Michelsen świetnie pojechał w IMŚJ w Pardubicach. Presji na sobie nie powinien czuć żadnej. Może to będzie jego dzień?
4. Przemysław Pawlicki - reaktywacja
Jeżeli coś dobrego mogło spotkać Unię pod koniec sezonu, to właśnie to. Przemysław Pawlicki wrócił, z musu, szybciej niż prognozowali sami działacze, ale po pierwszej, niejako wkalkulowanej porażce, jest to powrót w chwale. Ważnych 7 punktów w rewanżu w Tarnowie i bezcenne, bo ratujące zespół, 14+1 w pierwszej odsłonie finału. Menadżer leszczynian zauważył ten progres formy i przestawił Przemka z pary z Zengotą, pod "piątkę". Jeśli ex-gorzowianin utrzyma tę dyspozycję, w duecie z bratem lub Tobiaszem Musielakiem mogą wygrać każdy wyścig.
5. Presja u rywali
Tej oficjalnie nie ma, a atmosfera jest oczywiście znakomita i utrzymana w duchu zrozumienia i wzajemnej współpracy. Okraszonej odpowiedzialnością za wynik. Jak przed X Plenum KC. - Wjechaliśmy do czwórki, zapewniliśmy sobie medal - i to już jest sukces - podkreślają na każdym kroku działacze. I słusznie, tak trzeba mówić. Właśnie po to, by tę presję zdjąć. W tym aspekcie brawa dla gorzowian, bo postępują racjonalnie. Co więcej, wręcz przypominają sytuacje z niedalekiej przeszłości, kiedy wielkie nadzieje kończyły się zawsze bolesnym powrotem na ziemię.
To jedna strona medalu. Kiedy jednak zaczyna się zgiełk bitewny, widać więcej. Czy to tylko działacze Falubazu wykreowali nerwową atmosferę w niedoszłym półfinale? Ktoś tymi podkładkami rzucał... Dlaczego Matej Žagar skacze do gardła Kasprzakowi? Dlaczego Kasprzak szarpie się z bratem i wrzeszczy na ojca? Dlaczego po jego wypowiedziach "na gorąco" można odnieść wrażenie, jakby walczył o to złoto sam, a wszyscy przeciwko niemu? Žagar nie zostawił mi miejsca, Linus zajechał mi drogę... Czy to faktycznie Linus Sundstroem był sprawcą upadku lidera Stali? Jeden z Was doniósł nam na facebooku, że Zenon Kasprzak po meczu w Lesznie potrzebował pomocy medycznej. Nie ma w Gorzowie ciśnienia na złoto? Prawem czytelnika ocenić.
6. Znajomość toru
Aspekt tak oklepany, że aż nie warto się rozpisywać. Ale przypomnieć należy: zarówno lider zagraniczny Unii, Pedersen, jak i krajowy, Przemysław Pawlicki (mniejsza już o nomenklaturę), jeździli w Gorzowie ładny kawałek czasu. A lider formacji juniorskiej raczej nie czuje przed tym torem obaw. Jako Mistrz Świata Juniorów, już formalnie, nie powinien zresztą czuć ich przed żadnym.
Języczkiem u wagi może być postawa Kennetha Bjerre. Po meczu w rundzie zasadniczej należałoby powiedzieć, że akurat on w Gorzowie może co najwyżej przejechać się tramwajem. 6 startów, 6 punktów, trzy zera. Ale Bjerre pojechać na "Jancarzu" potrafi. W GP było tych punktów już 10 i miejsce tuż za podium. A trzy lata temu, jeszcze w barwach Sparty, pomimo iż jego drużyna tradycyjnie zebrała nad Wartą cięgi, bronił honoru wrocławian tak dzielnie, że mecz skończył z dorobkiem 13 punktów. Owszem, teraz plany na końcówkę sezonu pokrzyżowała kontuzja, ale - podobnie jak w przypadku starszego z braci Pawlickich - w tym przypadku czas jest zawsze sprzymierzeńcem rekonwalescenta. Z Bjerre jak z Lindbaeckiem - nigdy nic nie wiadomo. Może być dwucyfrówka, może być zmieniany po dwóch biegach. Lekceważyć go jednak nie wolno.
7. Tobiasz "mam coś do udowodnienia" Musielak
Zupełnie nie wiem, czy coś takiego sympatyczny "Tofik" po pierwszym meczu wyartykułował. Ale chyba się nie pogniewa. Jestem bowiem przekonany, że tak właśnie myśli. Te 12+1 z Tarnowem i 11 w półfinałowym rewanżu zrobiło piorunujące wrażenie. Wzmogło też oczekiwania. Dwa punkty w pierwszym meczu ze Stalą były zimnym prysznicem. Skąd taki regres? Nie wydaje mi się, aby była to wina sprzętu. Ten, nawet w przegranych biegach, wyraźnie "chciał" jechać. Słabszy dzień? Presja? Gdzieś obiło mi się o uszy, że w tym pierwszym meczu Tobiasz był mocno niedysponowany, czy nawet chory. Nie wiem, na ile odpowiada to prawdzie, ale ta nerwowość na trasie i popełniane błędy świadczą o tym, że coś mogło być na rzeczy.
"Tofika" takiego, jak w półfinałach Unia potrzebuje jak kania dżdżu. Tu leży największa z rezerw. Nie należy naturalnie całej odpowiedzialności kłaść na barki Tobiasza, pamiętajmy, że Piotr Pawlicki w Lesznie także pojechał bez szału, a jego obecna wartość dla drużyny jest z pewnością znacznie wyższa niż 6 punktów. Gdzieś leży wspólny mianownik między tymi 27 punktami, które obaj wykręcili w Lesznie na podopiecznych Cieślaka, a 8+3 z pierwszego starcia finału. I chyba nawet najzagorzalsi kibice Stali nie zakładają, że ponownie żaden z nich nie wygra biegu.
8. Bez Iversena, bez 7 startów liderów...
Kiedy 20 kwietnia Stal zmiażdżyła leszczynian 57:33, aż 4 gorzowian wykręciło "dwucyfrówki", ale tylko jeden z nich komplet. Kto? Nie trzeba przypominać. ZZ-tka to broń o sile ognia baterii "Grad" pod Ługańskiem, jednak zastąpić zawodnika, który robi komplet... doprawdy trudno.
Trudno też przypuszczać, by to Unia Leszno mogła w tym meczu podyktować swoje warunki w takim stopniu, jak uczyniła to w Tarnowie. A więc maksymalnie po 6 startów pojadą kluczowi gorzowianie: Kasprzak, Žagar i Zmarzlik. Jeśli wszystko zagra jak trzeba i pojadą analogicznie do meczu z Falubazem, może być dokładnie tak, jak obawia się indagowany na tę okoliczność Zenon Plech - "będziemy mieli jednostronny finał".
To jedna opcja. Druga jest taka, że coś w tej maszynerii nie zagra. Z przyczyn ludzkich (forma, słabszy dzień, niedyspozycja) lub losowych (sprzęt, upadek, kontuzja). Jedna losowa sytuacja burzy tę misterną układankę jak domek z kart. Wówczas to, co jest olbrzymim atutem, potrafi przepoczwarzyć się w stukilowy głaz u szyi. Wyobraźmy sobie - odpukać! - Krzysztofa Kasprzaka opuszczającego po 5. biegu stadion im. Smoczyka w karetce. Zbyt hardcore'owe? To wyobraźmy sobie ten sam mecz, ale ze Zmarzlikiem jadącym tak, jak w Zielonej Górze. Gdyby nie 7 startów KK i Žagara skończyłoby się klęską.
- I co z tego, przecież w Lesznie też nie pojechali po 7 razy. Prawda. I co, wygrali?
Pamiętajmy, że Unia do złota nie potrzebuje zwycięstwa. Wystarczy im remis. W losowej sytuacji mogą nawet ten mecz przegrać, ale zdobyć tytuł. To Gorzów musi gonić. Już przy jednym niedysponowanym spośród "wielkiej trójki" i umiejętnym poprowadzeniu meczu, to trener gości może "kazać" rywalom gonić siebie tym niedysponowanym, Sundstroemem, Świderskim, Cyferem... Mógł Cieślak, może Skórnicki. To także element żużla.
Jakub Horbaczewski