Może trudno w to uwierzyć, ale już 27 maja we wszystkich ligach będziemy na półmetku rundy zasadniczej. Jak to szło? Śpieszmy się oglądać żużel, tak szybko się kończy? Zostało 8 meczów (a w 2.lidze jeszcze mniej) i na większości stadionów na 8 miesięcy zawiśnie kłódka. To było, jest i będzie chore i żadne tłumaczenia centrali tego nie zmienią. W każdym razie - delektujmy się, wchłaniajmy spalony metanol i cieszmy się każdym biegiem, póki jeszcze możemy.
Po tym optymistycznym wstępie, czas na podsumowanie części z niedzielnych meczów w Polsce (wcześniej odrębne teksty poświęciliśmy już tym najważniejszym: Get Well - Fogo Unia i Cash Broker Stal - forBET Włókniarz oraz I-ligowemu starciu Eurofinannce Polonia - Orzeł). Wydaje się, że oprócz walecznych Łotyszy z Dyneburga, nikt nie sprawił sensacji - natomiast kilka drużyn z pewnością nieco zaskoczyło rozmiarami zwycięstw.
Nicki dziki, połamany i genialny
W polskim żużlu istnieje kilka sformułowań, które już na stałe wpisały się w schemat wypowiedzi żużlowców, dziennikarzy i wszelakiej maści ekspertów. Że wspomnę tylko "szukamy ustawień", "poszliśmy w dobrą/złą stronę", "gdzieś tam" i "liga dwóch prędkości". W tym sezonie w PGE Ekstralidze mamy swego rodzaju ligę trzech prędkości. Jest Unia Leszno, która w tej chwili sprawia wrażenie, jakby miała rozjechać każdego, wszędzie i o każdej porze dnia i nocy. Są Stal Gorzów, Włókniarz Częstochowa i Sparta Wrocław, które zapewne między sobą rozstrzygną ostateczną kolejność na miejscach 2-4. No i są pozostałe zespoły, które mają w składzie mocne nazwiska (Falubaz), "Dzika" (oczywiście Unia Tarnów), świetną atmosferę (Get Well Toruń), czy takie, które w drugim biegu wystawiają pozorantów (GKM Grudziądz). Reasumując - zespoły, które mają swoje atuty i zarazem spore problemy, a w tym sezonie raczej nie dane będzie im powalczyć o najwyższe cele. I to właśnie dwa z nich spotkały się w Tarnowie. Czy 8 punktów to, że użyję kolejnego sformułowania ze schematu wypowiedzi, "dużo, czy mało?". Wydaje się, że w przypadku jeżeli GKM Grudziądz ma już za sobą problemy z własnym torem, to może być za mało na obronę punktu bonusowego przez Unię Tarnów. Genialny Pedersen sam meczu nie wygra. Bo że nie pomoże mu Kildemand, można być już pewnym. Smutno się ogląda "zjazd" tego chłopaka. Po dobrym sezonie w 2015 roku w Rzeszowie, jego kariera to równia pochyła. Zdarzały się przebłyski, jak w Grand Prix w Krsko w 2016 roku, ale teraz "Pająk" pikuje w dół, chyba wprost do Nice PLŻ. GKM? Standard - liderzy Pawlicki i Łaguta, a do tego nieco chimeryczni Buczkowski i Lindbaeck. No i ci juniorzy... "Trójka" Dawida Wawrzyniaka w meczu ze Stalą Gorzów, miała być przełomem w jego jeździe, a wyglądała po prostu na wypadek przy pracy.
Źródło: twitter.com/Hucik/status/998239462709710848
"Janowski, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili"
Rok temu Falubaz przyjechał do Wrocławia ze znacznie mocniejszym składem (byli przecież Hampel z Doylem) i zwyciężył. W tym roku też był blisko. Napisałem wyżej, że Zielonej Góry raczej zabraknie w tym roku w play-offach, ale im więcej mija czasu od napisania przeze mnie tych słów, tym mam większe wyrzuty sumienia. Absolutnie nie chcę skreślać Patryka Dudka i spółki zbyt wcześnie. Jeżeli do ładu i składu dojdzie Piotr Protasiewicz (co pewnie stanie się prędzej, czy później), to ta drużyna będzie jeszcze mocniejsza. Imponuje zwłaszcza Michael Jepsen Jensen. Szkoda mi tego chłopaka, bo w ostatnich sezonach nie może zagrzać swojego miejsca gdzieś na dłużej. We Wrocławiu - "odpalony" po roku, w Gorzowie - "odpalony" po roku, w Toruniu po sezonie 2017 - to samo. Ciekawe, czy Jacek Frątczak pluje sobie w brodę, że wybrał złego Duńczyka i zamiast MJJ, w Toruniu jeździ Iversen? Chociaż słowo "jeździ" należałoby raczej wziąć w cudzysłów. W każdym razie w Zielonej Górze Jepsen imponuje i chyba wychodzi z przeciętności, w którą sukcesywnie dłuższymi momentami w ostatnich latach popadał.
Za to Sparta Wrocław w tym roku jeździ jakoś tak... bez błysku. Dziur w składzie jest zaskakująco dużo. W końcu spełniło się życzenie wielu kibiców i Damian Dróżdż pokazał się na torze także i po prezentacji. Wynik może nie powala na kolana (2+1), błędy na trasie też nie, ale że Damian ma serducho do walki, widać gołym okiem. Zaskakująco słabi są Milík i Fricke. Obaj mają teraz średnie odpowiednio nieco ponad 1,4 i nieco ponad 1,5 pkt/bieg. Jeżeli w dalszym ciągu będą w takiej dyspozycji, o złoty medal może być trudno. No chyba, że formę utrzyma Maciej Janowski. Wychowanek Sparty jest w niesamowitej dyspozycji od początku sezonu, a w meczu z Falubazem (14+1) uchronił drużynę od porażki, która na zaskakująco wielu fragmentach meczu wcale nie była taką abstrakcją. W zeszłym roku było podobnie, "Magic" jeździł rewelacyjnie, wygrywał seryjnie Grand Prix (Horsens, Cardiff), aż przyszedł... no właśnie, co? Zadyszka? Zmiana pogody i temperatury, co wpłynęło na silniki? Zobaczymy, czy Maciek wyciągnął wnioski z zeszłego roku i jak jego sprzęt zniesie inną temperaturę.
On jednak jest człowiekiem!
W Magazynie PGE Ekstraligi Patryk Dudek, otrzymawszy - na marginesie - nieco głupie pytanie, stwierdził, że słaby wynik Fredrika Lindgrena jest spowodowany tym, że... Szwed jest "tylko" człowiekiem. Niby nic odkrywczego, bo przecież Freddie już na podium w Warszawie pokazał ludzkie odruchy i uśmiechał się, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Żarty jednak na bok - nie wiem, czy niektórzy myśleli, że Lindgren już do końca sezonu będzie "robił" jedynie 15 i 18 punktów? Trener Marek Cieślak zapewne w ciemno zakładał przed meczem, że od Szweda może liczyć na co najmniej 12+ do drużynowego dorobku. W takim wypadku Włókniarz mógłby pokusić się o zwycięstwo, ale na nieszczęście "Narodowego", słabszy dzień Freddiego przypadł akurat na niedzielę, więc punktów było trzy razy mniej. Ze strony Stali cieszy na pewno powrót Rafała Karczmarza. Po dobrym miesiącu bez jazdy, gorzowski wychowanek wraca na tor i jakby nigdy nic, dwa razy przywozi za plecami wspominanego Lindgrena. Czapki z głów. Wielu pewnie stawiało w ciemno, że gdy do zdrowia wróci Martin Vaculík, to z automatu wyrzuci ze składu Grzegorza Walaska. Figa z makiem - "Greg" poza słabym początkiem pojechał bardzo dobry mecz, a najgorzej wygląda teraz bez wątpienia Linus Sundstroem. Szwed pewnie ze zgrozą odlicza teraz dni do powrotu Słowaka. I szkoda tylko, że gorzowski tor znowu nie pozwalał na wiele i w trakcie wyścigów wiało nudą. Kolejny też raz zobaczyliśmy, że komisarz toru jest tylko dla picu i robienia zdjęć. Po kontrowersyjnym polewaniu toru przed biegiem 11, Jacek Krzyżaniak wprawdzie zauważył, że na nawierzchni jest za dużo wody i fragmentami powstało błoto, ale... przebiegł się tam i z powrotem, popatrzył tu i tam i... puścił bieg. W efekcie oślepiony, pokazujący później wszystkim swoje zabłocone gogle Adrian Miedziński, wywalił się i został wykluczony. Włókniarz chyba nie zasłużył aż na 16 punktową porażkę, z tego meczu można było wycisnąć więcej. Więcej o meczu Stal - Włókniarz, z pozycji fana miejscowych i jako kontrargument do sypiących się w mediach zarzutów o niebezpieczny tor i wypaczony wynik, napisaliśmy w osobnym felietonie.
Panie Holta, zjedz pan Snickersa
O tym, że Get Well Toruń w tym sezonie to Gang Olsena, a nie mafia, już pisaliśmy. O piątkowej, najwyższej w historii Motoareny porażce "Aniołów", także. Nie ma się więc co dalej pastwić nad tą przypadkową zbieraniną zawodników, zwaną drużyną. W niedzielnym Magazynie mogliśmy jednak zobaczyć kolejne kwiatki z toruńskich boksów i Rune Holtę, który beształ Daniela Kaczmarka. Stadion to nie teatr, a żużel to nie szachy - w chwilach, gdy adrenalina krąży w żyłach, a puls osiąga niebotyczne wartości, mogą puścić nerwy. Mimo to, zachowanie Norwega (no bo sorry, ale Polak z niego taki, jak z Sergiusza Ryczela znawca żużla) to zwykłe buractwo i chamstwo. Szokujące było dla mnie także zachowanie duetu Frątczak - Ząbik. Zamiast za przeproszeniem, pie*dolnąć programem, krzesłem, czymkolwiek o ziemię i zbesztać Holtę, za skandaliczne zachowanie, ta dwójka... prosiła go o to, żeby usiadł i się nie stresował. A reszta zagranicznych gwiazdeczek mogła patrzeć, że na Kaczmarka można wydrzeć, znowu za przeproszeniem, ryja, bez większych konsekwencji. Wprawdzie te klub dopiero co zapowiedział, ale jak będzie i jakiego rodzaju one będą, jeszcze zobaczymy. Czy po tym materiale ktoś jeszcze wierzy w team spirit w Toruniu?
Kabaret w Rybniku i łotewskie TGV
Jeszcze kilka dni temu, na myśl o rewelacji sezonu w Nice PLŻ, stawiałem na Start Gniezno. Po tym, co stało się w Rybniku, mam już poważne wątpliwości. Gnieźnianie może i są rewelacją, ale tylko własnego toru. U siebie są nie do ugryzienia i zaryzykuję stwierdzenie, że nawet lublinianie zaznają tam goryczy porażki. Imponujące jest to, o czym mówią wszyscy w klubie, na czele z zawodnikami - powtarzalność toru względem treningów i samych meczów. I to pomimo komisarzy, regulaminów i innych dziwnych rzeczy. Ale na wyjazdach... Start to taki GKM Grudziądz sprzed dwóch lat. Wydawało się, że wysoka porażka w Lublinie była wypadkiem przy pracy, ale to, co widzieliśmy w Rybniku, nie można nazwać inaczej jak kompromitacją. Swoją drogą, rzadko się zdarza, żeby taka klęska (22:68), w sytuacji, gdy nie jechał kompletnie NIKT z siódemki gnieźnian, wzbudziła taki wulkan radości wśród wszystkich nieprzychylnych tylko jednemu z nich. Mowa oczywiście o Mirosławie Jabłońskim, na którym teraz, w internecie, mogli wyżyć się wszyscy, o których ulubieńcach zdarzyło mu się powiedzieć cos negatywnego podczas ekstraligowych transmisji w nSport+.
W taki sposób skomentował mecz w Rybniku sam pan Mirek
Wydaje się, że jedyne miasto, w którym w tym roku zapunktuje Start, to Kraków. Tyle że tam wygrywa i wygra każdy… poza pilską Polonią.
Przyznać się szczerze, kto stawiał przed meczem na Lokomotiv? Jeżeli ktoś odpowiedział na to pytanie twierdząco, gratuluję, z całego serca. Kolejne sezony mijają, kolejni liderzy odchodzą (Lindgren, Lindbaeck, Lebiediew, Bogdanow...), a Łotysze jak zadziwiali, tak zadziwiają. W Gdańsku zaprezentowali niesamowitą pogoń, rewelacyjną końcówkę i waleczność. Przed sezonem raczej nie byli wymieniani w roli kandydatów do fazy play-off, ale teraz, jak ktoś gdzieś napisał, mają do niej otwartą "autostradę". Ich zwycięstwo w Gdańsku to bez wątpienia jedna z największych, o ile nie największa jak do tej pory, sensacja tego sezonu. A Wybrzeże? Że chcą awansować do Ekstraligi? Z czym do ludzi? Pewnie gdyby za Hougaarda pojechał Thomsen, udałoby się wygrać, ale nie zamazuje to kiepskiego wrażenia, jakie w tym sezonie sprawiają gdańszczanie. Dwie porażki na własnym torze, a mogę się założyć, że gdyby nie kraksa Bogdanowa, Wybrzeże przegrałoby u siebie także i z łódzkim Orłem. Marzenia o awansie na wybrzeżu muszą znowu odłożyć. I chyba zrobić coś z własnym torem, bo że nie jest atutem gospodarzy, świadczy chociażby mocna wypowiedź Oskara Fajfera. A ty, łotewska Lokomotywo, pędź dalej, na złość tym wszystkim panom w garniturkach w Warszawie!
"Po meczu połączyliśmy się z wiceprezesem klubu, Anatolijem Zilem" - to z oficjalnej stronu Lokomotivu. - Niesamowicie trudny mecz, oceniając po skali walki na torze i emocji, można go porównać tylko z finałami ligi w latach 2015-2016. Po przykrej porażce u siebie z Lublinem (Lokomotiv miał szansę wygrać w ostatnim biegu - dop. red.), jechaliśmy do Gdańska z jedyną myślą o zwycięstwie - i to się udało. Cała ekipa to bohaterowie, walczyli w każdym wyścigu. Ogromny szacunek dla Petera Ljunga, który nie zwracając uwagi na niebezpieczne upadki, robił wszystko, żebyśmy wygrali ten mecz. Z każdym meczem nasza drużyna krzepnie, poprawia się atmosfera i rośnie "team spirit". Postaramy się nie zwalniać obrotów.
Nie jechali "po dobry wynik", nie jechali "nie stracić szans na punkt bonusowy", tylko jechali z jednym celem - wygrać. Może dlatego wygrali...
W niedzielę byliśmy też świadkami niespodzianki w Bydgoszczy. Niespodzianki w tym sensie, że o ostatnim zwycięstwie bydgoszczan pozapominali już chyba sami bydgoszczanie. Polonia, w nieco egzotycznym zestawieniu, pokonała KSM Krosno. Sam mecz był dosyć absurdalny, a liczba wykluczeń wśród gości mogła przyprawić o zawrót głowy. Zwycięzców się jednak nie sądzi, a czerwona latarnia polskiego speedwaya świeci teraz na dalekim Podkarpaciu.
Jakub Sierakowski
PS. Chciałbym napisać, że świadkami niespodzianki byliśmy też w Lublinie, gdzie miejscowi liderzy 1. ligi znęcali się ze szczególnym okrucieństwem nad krakowską Wandą, ale czy porażki Wandy na wyjazdach w widełkach 20-25 punktów kogoś jeszcze dziwią? Dla żużlowego kibica - konesera każdy mecz i każdy wyścig niesie ze sobą pewien przekaz i doznania. Wynotujmy więc, że był to pierwszy mecz w tym sezonie przy sztucznym oświetleniu w niedzielny wieczór. Podczas prezentacji zaprezentowały się lubelskie piłkarki ręczne, potrójny mistrz, MKS Lublin (gratulujemy!). A w roli spikera pojawił się nie kto inny, jak Tomasz Dryła. Ta frekwencja, na takim meczu, to chyba największy sukces działaczy Speed Car Motoru. A w Krakowie... Oby uporali się z problemami natury formalnej (najbliższe zawody pod egidą PZM już się nie odbędą - to pewne), bo wspomniana w pierwszych zdaniach niniejszego tekstu kłódka na bramie stadionu, już na przełomie maja i czerwca, to byłby dramat dla całego polskiego żużla.
zd. tytułowe: KS ROW Rybnik FB