Jak można przegrać pewny już medal DMP? A potem wygrać już niemal przegrany? To proste. Wystarczy mieć w jednej drużynie Sullivana i Miedzińskiego. Warunek drugi: drużyna musi być z Torunia. Gdyby torunianie współpracowali na torze, lub choćby tylko sobie nie przeszkadzali, przed biegami nominowanymi mieliby już w dwumeczu jakieś 16 punktów przewagi, a pojeździć mógłby Przedpełski. Ale najpierw Miedziński blokował Kamila Pulczyńskiego, potem Sullivan Miedzińskiego, wreszcie Miedziński wywiózł Holdera. Do tego pod pubem pobili Warda, Holderowi w najważniejszej chwili wciągnęło nogę pod hak, a Sullivanowi - jak sam stwierdził - w trakcie meczu pękła ledwo zrośnięta kość. Unibax 2012.
Ostatecznie torunianie brąz obronili. W zasadzie wyszarpali lwu z paszczy. Przed biegami nominowanymi potrzebowali jednego sprawnego zawodnika. Próbował Miedziński, ale on w finalnej odsłonie się nie liczył. Medal obronił jakimś cudem Sullivan, który od połowy zawodów chyba samą ambicją trzymał kierownicę. Najpierw na ostatnim metrze toru wyprzedził Jabłońskiego, "gasząc" zapalone już przez falubazowych ultrasów flary, a w decydującej gonitwie atakiem na pograniczu faulu posłał Jonssona na płot. Co by było, gdyby Jonsson się przewrócił? Ktoś zauważy analogię z niedawną sytuacją z Grand Prix. Inny skwituje: Jonsson pojechałby tak samo. Pewnie tak.
Teraz to już nie ma znaczenia. Brąz jedzie do Torunia, Sullivan do Berlina (pozdrawiamy małżonkę), Holder do dobrego ortopedy, potem do Poole, gdzie czeka już, najpewniej przy kieliszku czegoś naprawdę mocnego, Matt Ford. Po wydarzeniach ostatnich trzech dni nie mamy mu nic lepszego do doradzenia, niż kupno drugiej butelki. A w poniedziałek niech się dzieje wola nieba.
Wracając na polski grunt, oczywiście - wszystko trzeba rozstrzygnąć konkretnego dnia na konkretnym torze, ale nie jest chyba niesprawiedliwością losu, że ten medal pocieszenia wywalczył Unibax. Ostatni mecz, jaki dane im było pojechać w pełnym składzie, w Tarnowie, sprawił, że trener mistrzów Marek Cieślak o złocie nawet nie myślał, bo musiał odpowiadać na pytania dziennikarzy "co się stało?". Tydzień później torunianie w wielkim finale już byli, potem okazało się, że muszą pojechać raz jeszcze. Pech chciał, że już bez tego najlepszego, czyli Sullivana. Gdybologia stosowana potrwa całą zimę. Gdybajmy więc, ale zamiast gwizdać, jak w Zielonej Górze, pogratulujmy trenerowi Ząbikowi wraz z synem, Holderowi, Wardowi (wracaj chłopie do zdrowia!), Pulczyńskim, walecznemu sercu Sullivana, nawet Miedzińskiemu też pogratulujmy, a najbardziej - fanfary - Pawłowi Przedpełskiemu.