KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

Ocena użytkowników: 5 / 5

Star ActiveStar ActiveStar ActiveStar ActiveStar Active
 

Łaguta GZaledwie ucichł szum z okazji Nawrocki-gate i sezon ogórkowy zaczął doskwierać dziennikarskiej braci, wybuchła kolejna bomba, związana z dwoma polskimi miastami (jednym na wschodzie kraju, drugim na Śląsku) oraz pewnym rosyjskim żużlowcem (z łotewską licencją). Tego nieboraka, co to spożywał nie te substancje, co trzeba, dziennikarze powinni po rękach całować. Pozwolił im przetrwać okres lutowej stagnacji bez konieczności pisania o czasach (słusznie) minionych i stawiania wróżb na sezon przyszły. Wróżb, które, rzecz jasna, niejeden życzliwy chętnie wyciągnie po sezonie, zwłaszcza jeśli się nie sprawdzą.


Media nakręcają zatem aferkę i zachwycają się kolejnymi oświadczeniami, a prosty kibic ma już dosyć całej tej awantury i boi się otwierać lodówkę, by nie wyskoczył z niej rekin z głową kozła i rosyjską flagą w zębach. Wychodząc naprzeciw waszym oczekiwaniom, zapraszam na tekst dla ludzi z silną alergią na meldonium.


Nie tak trudno być prorokiem


Ostatnio na jakimś portalu mignął mi nagłówek dotyczący triumfującego Jerzego Kanclerza. On już parę miesięcy temu wiedział, że żadnego Grand Prix w Australii nie będzie. Mignęły mi też komentarze: że o, kolejny prorok z datą wsteczną. A tu, drodzy moi, nie trzeba było żadnych nadprzyrodzonych zdolności, żeby przypuszczać, że, cytując niezastąpionego Andrzeja Waligórskiego, „ten burdel źle się skończyć musi”. BSI już dawno się pogubiło w tym, jak skutecznie zarządzać cyklem Grand Prix i uczynić z niego godzien uwagi produkt. Nie jest wielką tajemnicą, że australijski turniej był przede wszystkim znakomitą okazją, żeby paru oficjeli mogło się do woli wygrzać na Antypodach, kiedy w Europie szaleją deszcze niespokojne i temperatury zaczynając oscylować w okolicach zera. Sam żużel miał znaczenie, owszem, ale bez przesady – co zresztą widzimy po efektach. Nie twierdzę bynajmniej, że runda poza Europą nie jest potrzebna. Wręcz przeciwnie! Ale bądźmy rozsądni. Niech to będzie runda pierwsza, a nie finał finałów. Dlaczego?

Argumenty podstawowe są trzy:

1) Cały sezon jest odjeżdżany w Europie. Zawodnicy i ich motocykle są przystosowani do europejskich torów i europejskiego klimatu. Nie są też przyzwyczajeni do tak gwałtownych zmian stref czasowych. W efekcie wyniki Grand Prix na Antypodach są sprawą dość loteryjną. I w porządku, jeśli nie decydują już o niczym, ale co, gdyby na finałowy turniej dwóch pierwszych w klasyfikacji generalnej zawodników przyjeżdżało z równą liczbą punktów? Wolałabym, żeby o tytule mistrzowskim decydowała faktycznie jazda, a nie lepsza adaptacja do warunków pozatorowych.

2) Większość (i liczbowo, i zapewne procentowo również) kibiców jest w Europie. I ta większość kibiców zasługuje na łatwiejszy dostęp do finałowej rundy Grand Prix. Nie ukrywajmy, że te zawody są też organizowane dla publiczności i warto wziąć to pod uwagę przy lokalizowaniu wielkiego finału wielkiej nagrody. Nie musi to być koniecznie Toruń, można przecież rozważyć zamykanie sezonu w Cardiff albo – przy odpowiednim nakładzie starań – nawet na tak nieżużlowej arenie jak Vikingskipet w Hamar (pamiętacie, ile tam było widzów?). Niechby i wrócił Sztokholm, do którego mam osobisty uraz (ale który ma Friends Arenę, ona zaś dach, a to na koniec sezonu cenna przewaga). Ale niech to będzie miejsce, do którego europejskim kibicom łatwo dojechać. Zasługują na możliwość śledzenia na żywo najważniejszej walki sezonu.

3) Ostatni turniej powinien być świętem nie tylko wyników, ale i ścigania. Rundy Grand Prix w Melbourne były od tego jak najdalsze. Wiem, że to akurat kwestia do naprawienia: można wybrać inny tor albo sprowadzić odpowiednią nawierzchnię, jak za złotych czasów torów czasowych, kiedy w Kopenhadze było takie ściganie, że palce lizać. Tylko serio: wierzycie, że dzisiejszemu BSI chce się tak starać?

Runda na Antypodach? Jestem za. Runda w USA? Róbcie to! Runda w Rosji? Krzyknęłabym: „nareszcie!”. Tylko błagam, niech to nie będzie ta ostatnia.

A może by tak do Hiszpanii?

Melbourne Etihad
Stadion Etihad w Melbourne

 

Pomysły BSI i FIM z roku na rok w ogóle są coraz bardziej kuriozalne. Rozważania na temat Azerbejdżanu czy Kazachstanu sprawiają, że włos na głowie się jeży. Tor w Baku to pieśń czasów ZSRR, Nikołaj Kokin mógłby coś na ten temat opowiedzieć. Świadomość żużla w Azerbejdżanie jest właściwie zerowa, a w Kazachstanie – niewiele wyższa (tam na razie przedziera się ice racing, który może utorować drogą klasycznej odmianie speedwaya, acz to wymaga czasu). Jeżeli BSI chce faktycznie promować żużel, a nie tylko zafundować fajne wycieczki swoim funkcyjnym, niech zacznie od zorganizowania zawodów pokazowych.

Podpowiem: nie w Azerbejdżanie. I nie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jest bowiem w Europie kraj nie taki mały i nie taki biedny, który jak szalony chłonie motosport we wszystkich odmianach i zupełnie niepojętym przypadkiem nie dotarł jeszcze do żużla. Tak, zgadliście, mowa o Hiszpanii. Tej Hiszpanii, w której obecnie śmigają na crossie leszczyńskie Byki i do której wpadł niedawno fan FC Barcelony (pełnowymiarowy czy niedzielny? Kto wie, niechaj podpowie!), Artiom Łaguta. Może wykorzystajmy to, że żużlowcy tak chętnie szykują się do sezonu na katalońskich i kastylijskich torach, zwróćmy na to uwagę hiszpańskiej publiki, zróbmy jakiś turniej o Puchar Opalonej Nogi, żeby pokazać lokalnym, że ściganie się w kółko też jest czadowe… Wystarczy ruszyć głową i promocja robi się sama.


Prawie jak Kubica


Niestety, BSI zamiast tego woli udawać, że żużel to nowa Formuła 1, a czasy kwali… przepraszam, treningu… mają decydować o pozycji startowej w turnieju. Cóż, niby to zawsze lepiej niż losowanie, w którym trzy czy cztery razy z rzędu ten sam zawodnik dostaje numer jeden (niektórzy to mają farta), prawda? Otóż niekoniecznie.

Zacznijmy od tego, dlaczego u samej podstawy te „kwalifikacje” to poroniony pomysł. Treningi na żużlu są po to, żeby zawodnicy poznali nawierzchnię i przetestowali ustawienia. W Formule 1 nawierzchnia toru się nie zmienia, nie to co w naszej dyscyplinie. W Formule 1 nad dopasowaniem ustawień czuwa też cały wielki sztab specjalistów w każdej stajni, a nie trzech mechaników na krzyż i sam zawodnik. To raz.

Treningi na żużlu nie może być obowiązkowy właśnie dlatego, że on jest dla zawodnika. Nie dla kibiców i mediów, żeby było widowiskowo, nie po to, żeby ustawiać pozycje na starcie, tylko po to, żeby zawodnicy mogli zapoznać się z warunkami torowymi i dostosować do nich sprzęt. Ponieważ, jak wszyscy dobrze wiemy, na żużlu nie musi wygrać ten, kto ma najszybszy motocykl, ale ten, kto jest najlepiej spasowany z nawierzchnią. Ponadto, żużel to sport, który opiera się na kontakcie. Na bezpośredniej rywalizacji. Inaczej to po prostu nudna jazda w kółko… Ale widać panowie z BSI mają na ten temat inny pogląd.

Po drugie: nie do końca wiadomo, jak cała procedura miałaby wyglądać. BSI enigmatycznie oznajmiło, że najpierw będzie faza testowania, czyli trening sensu stricto, a potem na podstawie czasów z części tego treningu odbędą się kwalifikacje – od najwolniejszego do najszybszego. Tylko że, panowie oficjele, panom się zapomniało o takim drobiazgu: tor od czasu do czasu wymaga równania. Co ilu zawodników przewidujecie równanie? Jeśli mają być identyczne warunki dla wszystkich, wypadałoby, żeby było po każdym. Tylko ciekawe, który sztuczny tor to wytrzyma… A jeśli równania w trakcie kwalifikacji ma nie być, opłaca się być wolnym na treningu i startować jako pierwszy. Nie wierzę, że nikt z BSI o tym nie pomyślał – bo tak się składa, że fani pomyśleli w pierwszej kolejności. To co, zwykły kibic ma więcej oleju w głowie niż ludzie, którzy za ten cyrk na kółkach odpowiadają?

Warszawa2017

 

Tu dochodzimy do po trzecie i spiskowej teorii dziejów. A może BSI wymyśliło te kwalifikacje, żeby tupnąć nogą i kazać zawodnikom mimo wszystko przyjeżdżać na treningi? W końcu w tym roku będziemy mieć intensywne ekstraligowanie w piątek i trzy piątkowe części kolejki kolidują z treningami przed Grand Prix. Czyżby włodarze cyklu postanowili ukarać zawodników, którzy z powodu Ekstraligi przyjadą dopiero na sam turniej? Nie mogą tego zrobić wprost, ponieważ, jako się rzekło, trening nie jest obowiązkowy, ale mogą sprawić, że ci, którzy się na nim nie pojawią, zostaną ukarani gorszą pozycją startową. W końcu dostaną te numery, które zostaną po tych, co na treningu byli – czyli zapewne niefortunne trójki i trzynastki.

Powiedzmy sobie jasno: uważam, że organizowanie meczów Ekstraligi w terminach kolidujących z INDYWIDUALNYMI MISTRZOSTWAMI ŚWIATA, o których już się doskonale wie, jest głupie, a odpowiadanie na zarzuty „przecież trening nie jest obowiązkowy” to brak szacunku wobec zawodników i ich praw. Ale stało się, mleko się rozlało, Ekstraliga postanowiła dowieść, że jest najważniejsza i w ogóle, i pacnęła BSI w głowę metaforyczną łopatką. A BSI oddało. Toż to jakaś piaskownica, na której najbardziej cierpią sami żużlowcy. Co najbardziej mnie zasmuca, cały ten problem dałoby się bardzo prosto rozwiązać przy minimalnej dozie dobrej woli z obu stron: Ekstraliga stara się układać terminarz tak, żeby mecze były w piątki, ale nie te przed Grand Prix, a gdy już się zdarzy, że musi po taki piątek sięgnąć, to wybiera ten przed zawodami w Polsce/blisko Polski, a BSI zgadza się w ramach wyjątku przełożyć trening przed danym turniejem na sobotę.

Wszystko można, jak się chce. Ale wątpię, czy tutaj ktokolwiek chce. Widzę raczej masę udowadniania, że to nasze imprezy są najważniejsze i najwspanialsze, a wszyscy inni nam muszą się podporządkować. Cierpi na tym dyscyplina. Tylko czy kogoś u góry to faktycznie obchodzi?


Życie ponad stan, czyli niech już przyjdzie ta wiosna


Wróćmy na krajowe poletko, bo i tutaj jest wesoło. Ostatnio uradowano mnie wyimkiem z artykułu o tym, jak to Get Well narzeka na terminarz. Że niby pierwsze cztery mecze ma takie trudne, że łatwo je będzie przegrać, a jak zawodnicy przegrają, to już na początku sezonu znajdą się pod ogromną presją medialną. Nie wiem, na ile stan faktyczny odpowiada medialnemu odzwierciedleniu, a na ile dziennikarskiej braci znudziła się po prostu ta afera, o której tu głośno nie mówię, i szukają nowych wrażeń. Ale jeśli faktycznie Przemysław Termiński dzwonił do władz PGE Ekstraligi z żalami, to sytuacja jest doprawdy paradna. Może jestem naiwna, ale myślałam, że w najlepszej lidze świata nie ma słabych drużyn i jak się chce myśleć o medalach (a Toruń myśli o nich co roku), to trzeba umieć wygrać z każdym i wszędzie. Ale może to filozofia leszczyńskiej Unii z lat 2015 i 2018 rzuciła mi się na mózg.

Nie tylko kujawsko-pomorskie ma swoje wyborne historyjki. W Lubuskiem dramat z Falubazem w roli głównej. Włodarze klubu chcą, żeby miasto sypnęło groszem. Miasto obiecuje, że sypnie, ale chce być udziałowcem. To się włodarzom nie podoba i grożą, że brak wsparcia z miejskiej kasy skończy się rezygnacją z jednego z topowych zawodników (Pedersen czy Vaculik? Jak obstawiacie, kto straci posadę?). Sezon za górami, za lasami, a Zielona już się może wykluczyć z walki o medale. Tylko… hej, jak to kupiliście zawodnika, na którego jeszcze nie mieliście pieniędzy? Ale serio, Falubazie? Jest 2019 rok, kto jeszcze robi takie rzeczy?

(Chórek kibiców odpowiada: Wszyscy? Albo prawie wszyscy?)

Podobny obraz
Martin Vaculík w nowych barwach klubowych (materiał prasowy Falubaz Zielona Góra)

Gdybym piła kawę, chyba bym ją odstawiła. Żużlowe media wystarczająco podnoszą ciśnienie. Możemy się pośmiać z absurdów ukochanej dyscypliny, ale wystarczy chwila, by ten śmiech zamienił się w gorzkie łzy. Mógłby już nadejść sezon: skupilibyśmy się na wynikach, meczach, oprawach i może poziom absurdalności trochę by spadł.

Chociaż meteorolodzy mają złe wiadomości. Ponoć zima się namyśliła i planuje wrócić do Polski. Tak idealnie na początek sezonu. Pamiętacie ten nie tak dawny mecz Zielonej Góry z Rybnikiem, kiedy zaczął padać śnieg? Wprawdzie oba kluby jeżdżą teraz w różnych ligach, ale nie możemy wykluczyć, że historia się powtórzy. Pogoda zagrałaby wtedy na nosie wszystkim międzysezonowym ekspertom oraz „ekspertom”.

Co wy na takie rozwiązanie?


Joanna Krystyna Radosz


PS: Spodobało się? Chcecie mnie więcej? „Czarna książka. Zostać mistrzem” nadal jest w sprzedaży (kup przez internet). Fikcyjny świat, fikcyjni bohaterowie, prawdziwe żużlowe emocje. Dochód w całości przekazuję na cele statutowe Fundacji Speedway’a.

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2023
1. Betard Sparta Wrocław  14 30 +124
2. Platinum Motor Lublin  14 28 +185
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 20 +54
4. TAURON Włókniarz  14 18 +13
5. ForNature Solutions Apator  14 15 -42
6. FOGO Unia Leszno  14 11 -98
7. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 10 -61
8. Cellfast Wilki Krosno  14  7 -175
 1. Liga Żużlowa 2023
1. ENEA Falubaz Zielona Góra
 14  35 +232
2. Abramczyk Polonia Bdg.
 14  21 +18
3. Arged Malesa Ostrów  14  21 +22
4. ROW Rybnik  14  18 -28
5. Trans MF Landshut Devils
 14  15 -56
6. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14  12 -45
7. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź  14  10 -93
8. InvestHouse Plus PSŻ  14  8 -50
2. Liga Żużlowa 2023
1. TEXOM Stal Rzeszów
 12  21 +137
2. Ultrapur Start Gniezno
 12
 20 +91
3. OK Bedmet Kolejarz Opole  12
 19 +43
4. Grupa Azoty Unia Tarnów  12
 14 +43
5. Optibet Lokomotiv
 12  14 -24
6. ENEA Polonia Piła  12  10 -111
7. Metalika Recycling Kolejarz  12
 5 -177

Klasyfikacja końcowa SGP 2022

1. Bartosz Zmarzlik
166
2. Leon Madsen
133
3.  Maciej Janowski
106
4. Fredrik Lindgren 103
5.  Robert Lambert 103
6. Daniel Bewley
102
7. Patryk Dudek 102
8. Tai Woffinden 93
9.  Martin Vaculík
91
10. Jason Doyle 83
11. Mikkel Michelsen 82
12. Jack Holder 67
13. Max Fricke 52
14. Anders Thomsen 51
15. Paweł Przedpełski
29

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43