Dawno, dawno temu… Może lepiej - od dawien dawna losy Wilków i Żurawi przeplatały się karierami zawodników, ambicjami mającymi na celu udowodnienie kto jest lepszy oraz taką normalną, męską chęcią pokazania tego, że nikt tu nie jest chłopcem od bicia. Będzie mi brakowało tej rywalizacji, lecz żużlowe życie na Podkarpaciu toczy się dalej przez cztery okrążenia piętnastu biegów…
Nowa perspektywa
Wiadomym było (przynajmniej mnie samemu), czym jest życie bez żużla, natomiast brak wiedzy na temat sposobu spędzania niedziel bez ryku motocykli, mógłby się okazać zgubny w skutkach, dlatego zacząłem kierować wzrok w kierunku „Miasta Szkła”. Sympatyczna twarz Grzegorza Leśniaka, nowy, agresywny logotyp i nowe barwy (szaliki kibiców oczywiście są niezmienne, jak przywiązanie do klubu), zwiastowały „panie dziejku” nadejście nowej ery i pojawiły się Wilki Krosno SA. Nowe, jednakowe kevlary rodem z wyższych lig i nie tylko moje (tak sobie pomyślałem) wizje o tym, że tak wyglądający zespół musi wygrywać i co w żużlu najważniejsze – walczyć. Bogactwo nazwisk i… zawodnicy oraz trener, którzy nie tak dawno stali w szeregach Stali Rzeszów, ponieważ tak już jest, będzie i było, że nasze losy się łączą, bo to co nowe, nie musi do końca wypierać starego (oby tylko stare było dobre).
Jak wejść w sezon? – zadawałem sobie pytanie. Jak wejść w skórę tych kibiców, którzy wiedzą tyle o swoim klubie, że o sposobie pokonywania łuków na domowym torze mogą powiedzieć więcej, niż sami zawodnicy? Na te pytania nie znalazłem odpowiedzi... Nie ma co gdybać, trzeba jechać na inaugurację i po prostu cieszyć się żużlem.
Samotna radość jest niczym oglądanie komedii w pojedynkę. Nie ma się z kim podzielić pozytywnymi emocjami i obgadać tematu. Zarządziłem zbiórkę, babcia i chłopaki na pokład – Pajechali! Kiedyś cytowałem pewne słowa, które brzmiały – Speedway to nie tylko żużel. Pokonując piękną trasę do Krosna, pomyślałem sobie – to miasto, to nie tylko czarny sport. Spacer po rynku, Muzeum Szkła i placki po węgiersku – to wszystko może stanowić niezłe preludium dla sportowych emocji. Warto skorzystać i poznać dodatkowe walory tego uroczego grodu. Ulice i restauracje się wyludniają (bo wszyscy na stadionie) – można zwiedzać!
Człap, człap, idziemy na Stadion K.S. Karpaty. Trybuny, jak zwykle zapełnione, nie ma gdzie szpilki wetknąć, wycieczkowicze kombinują i tylko cwaniak z akredytacją ma gwarantowane miejsce i głupią minę, że nie zadbał o swoich podopiecznych. Trudno. Będę się tłumaczył podczas drogi powrotnej.
Pierwsze starcie ze Speedway Wandą Kraków było okraszone walką i nikt nie wyszedł po meczu zawiedziony. Ataki na wyższą pozycję w wykonaniu Andrieja Karpowa, Edka Mazura, a zwłaszcza obłędnego Nicka Skorji, były warte oklasków i mogły skutkować wymogiem uiszczenia dopłaty do biletu. Wynik 53:37, ale słyszałem głosy o konieczności poprawienia skuteczności, „bo Wanda słaba”… Może i nie najmocniejsza, ale na motocyklach żużlowych nie siedzieli uczestnicy spływu kajakowego przechwyceni na Lubatówce, tylko niejaki Sebastian Niedźwiedź, pogromca Grega Hancocka – Staszek Burza i debiutant (jakkolwiek to zabrzmiało) – Tero Aarnio.
Wracamy do domu… Fajne (made in Darek Śledź) popołudnie, trasa nadal piękna i emocje jeszcze nas nie opuściły. Kibice Krosna – super ekipa. Odymiony Ekstra Mocnymi bez filtra (miłośnik żużla nie był już najmłodszy i miał zabunkrowane parę kartonów z 79 r.), zazdroszczę tych stadionowych wzruszeń i na pewno tu jeszcze przyjadę. Jest inaczej niż przy Hetmańskiej i muszę się przestawić na żużel z innej perspektywy. Widok linii startu jest inny, sposób wyrażania emocji jest inny, ale dudnienie nogami w podesty na krytej trybunie, huczy potężniej niż motocykle. Mogę tylko podziękować za możliwość udziału w takim wydarzeniu.
Szczerby w uzębieniu
Szperając w Internecie, trafiłem na liczne oferty dotyczące zawieszek z wilczym zębem, zaopatrzonych zawsze tym samym opisem: Historycznie, wśród plemion Indian Ameryki Północnej wilczy kieł był symbolem siły przywódczej, odwagi i inteligencji (…). Dedykuję to przesłanie całemu sztabowi Wilków Krosno S.A., bo trudne chwile których doświadczała (doświadcza?) drużyna, której przewodzą, wymagają wszystkich trzech wyżej wymienionych przymiotów, uzupełnionych mądrą polityką finansową i wyspiarskim luzem.
Wiem, że po paśmie przegranych meczów zakończonych porażką z Kolejarzem Opole, nastroje nie były najlepsze. Mówiło się o kłótniach i nerwowej atmosferze w parku maszyn, a to z pewnością nie jest receptą na pożądaną jak orzech przez Wiewióra z Epoki Lodowcowej – radość z jazdy. Ale może tak po prostu należy dać czas tej drużynie? Czy nie jest tak, że bez wielkich wymagań i presji utrzymali miejsce w czwórce z przywilejem jazdy w fazie play-off? Podtrzymuję swoje zdanie, że jeszcze niejednego „powiozą”, jeżeli nie w tym, to w przyszłym sezonie.
Patrząc na postawę żużlowców z Krosna, to w trakcie sezonu dwa kły zdecydowanie wypadły i brakowało ugryzień Patryka Rolnickiego i Pawła Hliba. Poszczerbione szczęki zespołu nadrabiały siekacze-cęgi Andrieja Karpowa i Edka Mazura, albo siekacze-okrajki Nicklasa Porsinga (to chyba dlatego zdobycz punktowa była taka jakaś okrojona). Czasem dochodziły jeszcze siekacze - średniaki Patricka Hansen (średnio jeździł w tym sezonie) i szczenięce, choć potrafiące boleśnie ugryźć – ząbki Mateusza Świdnickiego. To było trochę za mało na gryzienie pełną gębą każdego z zawodników z wilczego stada.
Zacząłem uprawiać radosne słowotwórstwo mające być może lepsze relacje z „Szarą Wilczycą” Jamesa Olivera Curwooda, niż z szybko rzucanymi słowami pozwalającymi relacjonować piętnasty, decydujący o wyniku spotkania bieg, ale polubiłem tę wilczą otoczkę żużlowej drużyny z Krosna. Mamy przecież WILKI.TV., wilkikrosno.pl, Wolf Girl Team, Akademię Wilków. No i Wataha Krosno. Wszędzie wilki!
Inna droga
Z przyjemnością obserwowałem atmosferę jaka otaczała nowy, krośnieński zespół. Na banerze reklamującym sponsorów i partnerów Wilków Krosno, jak na warunki podkarpackie – nazw bez liku. List z rekomendacjami Prezydenta Miasta Krosna Pana Piotra Przytockiego z deklaracją współpracy i szeroko rozumianej pomocy w realizacji przedsięwzięcia, pozwalał śmiało spoglądać w przyszłość, więc warto nadal pracować na zaufanie licznego grona filantropów i starać się je poszerzać. Z tego co można zaobserwować w stolicy województwa podkarpackiego, to póki co, nikt nie podniesie żużlowego Żurawia z popiołów w które się zmienił. Miłośników czarnego sportu wśród biznesmenów nie brakuje, a w zeszłym sezonie (wiem, bo znam takich), nawet ich liczba zaczęła się zwiększać i nawoływano do kibicowania na meczach – Oczywiście idziemy w niedzielę na stadion, bo żużel! Prawda?!... Warto poszerzyć terytorium łowieckie i odczytać nazwy z reklam w rupieciarni Stadionu Miejskiego Stal w Rzeszowie. Tutaj żużla już raczej nie będzie i o ile nie zmieniły się „dyscyplinarne zamiłowania”, to może coś wypali? A że w okresie kampanii wyborczej tradycyjnie należy oczekiwać pewnych "sensacyjnych" deklaracji - to żadne novum.
Parę najświeższych opinii, które do mnie zresztą były zaadresowane, dotyczyły szkiców zachowań w krośnieńskim klubie, które zaczynają być kreślone na „obraz i podobieństwo” tego, co działo się w Rzeszowie. Takie hasła rzucone tu i ówdzie mają moc pierwszej jaskółki, która wiosny nie czyni, ale są również dobrym sygnałem do refleksji i bodźcem do korekt również w sprawnym mechanizmie. Nie można roztrwonić kredytu zaufania, a sezon jeszcze trwa. Są już przykłady mądrej polityki prowadzonej w klubach żużlowych stojących nie tak dawno na skraju bankructwa i jak widać, na wszystko potrzeba trochę czasu. Żużlowe ligi nie kończą się na jednym sezonie, a przecież człowiek uczy się całe życie. Nie w tym, to w następnym. Byle motocykle warczały…
Po fazie zasadniczej
Czwarte miejsce w tabeli to dobry wynik i tych 14 dużych punktów z pewnością łatwo nie przyszło, a poślizg niekontrolowany Euro Finance Polonii Piła tracącej pozycję po porażce z OK Bedmetem Kolejarzem Opole, pozwolił Wilkom na wdrapanie się na podnóże szczytu zdobytego przez stabilne – bydgoskie „Gryfy”. Mam taki sen, że skład uzupełniany coraz to innymi zawodnikami z bogatej talii kart trzymanych po kieszeniach i rękawach trenera Ślączki, ograniczy się do grupy uderzeniowej, która w fazie play-off się zepnie i niejeden jeszcze zespół pokona. Znowu pojawi się niepokorny Nicklas Porsing, dołączy ubyły z powodu kontuzji „punktator” Patryk Rolnicki, a z zadyszką motocykli (bo na pewno nie formy fizycznej) poradzi sobie nietuzinkowy Paweł Hlib. Nie jest źle i może być tylko lepiej, bo atmosfera wokół krośnieńskiego żużla jest biegunowo odmienna niż w Rzeszowie. W Mieście Szkła słowa: „uda się”, „chce się”, „warto”, „spróbuję”, mają konkretny wymiar i przybrały kształt walecznej drużyny, a u nas… Tam władze miasta i klubu mają „wilczy apetyt” na sportowy sukces, a u nas bulimię i zadowolenie z bylejakości.
Tak sobie myślę (i chciałbym dać innym do myślenia) – lepiej chodzić boso, ale w ostrogach, niż w sandałach i skarpetach frotte. Śmiech na sali, na żużlowych salonach i w boksach parków maszyn. Może warto wrócić do mojej propozycji urządzania na Stadionie Miejskim Stal w Rzeszowie wyścigów psów? Szkoda gadać, bo wakacje nadal trwają i będzie więcej czasu na wycieczki do Krosna, na żużel i nie tylko. Krośnieński klub proszę tylko o jedno - popatrzcie na gruz, jaki został po rzeszowskim speedwayu i akurat tego wilka – tego jedynego - nigdy z lasu nie wywołujcie!
Tomasz "Wolski" Dobrowolski