Sezon transferowy (ten oficjalny) ruszył pełną parą. Kto będzie królem polowania to okaże się pewnie za jakieś dwa tygodnie, ale już dziś można powiedzieć, że pod względem marketingowym i wizerunkowym Falubaz kroczy w pierwszym szeregu. Zapowiadano stopniowanie emocji - i tak rzeczywiście jest. Na środowej konferencji prasowej podpisano dwa kolejne kontrakty, jednak wszyscy czekają na potwierdzenie tego, o czym mówi się od dłuższego czasu, czyli zawarcie umowy z Jarosławem Hampelem. Czy do tego dojdzie? Pożyjemy – zobaczymy. Na razie warto przyjrzeć się tym, którzy Falubaz już wzmocnili.
Krzysztof Jabłoński jest właściwie koniecznością, bo każdy klub chcąc zatrudnić trzech lub czterech żużlowców z wyższych półek musi mieć co najmniej trzech zawodników mających KSM poniżej 3,0. Sam obowiązujący obecnie regulamin jest irytujący, bo wspiera średniaków i tych, którzy Ekstraligę powinni oglądać w telewizji lub na trybunach, ale jednocześnie pozwala przez ten miesiąc wykazać się działaczom. Cała zabawa polega na tym, żeby ci teoretycznie najsłabsi w drużynie nie byli najsłabsi na tle rywali. Skojarzyło mi się to trochę ze spalonym w piłce nożnej. Można zarzucać temu przepisowi ograniczanie gry ofensywnej i potencjalne pole do pomyłek sędziowskich, ale z drugiej strony wymusza on na formacji obronnej doskonałe zgranie i przestrzeganie założeń taktycznych, a na tej ofensywnej konieczność wyprowadzenia w pole przeciwników. Może dla niedzielnego kibica jest to głupie, ale dzięki takim regułom mamy możliwość oglądania wspaniałych prostopadłych podań i umiejętności wychodzenie na pozycję strzelecką. KSM oczywiście nie podnosi jakości widowiska i nie ma specjalnego wpływu na taktykę samych zawodników, jednak pokazuje zdolności i zmysł taktyczny działaczy w okresie transferowym oraz menadżerów już podczas sezonu. Minusem (zdecydowanie przykrywającym ten podany wyżej) jest na pewno fakt, że po udanym sezonie zarówno klub, jak i żużlowiec są najczęściej zmuszeni do zakończenia współpracy. Kończę tą dygresję i wracam do tematu. Krzysztof Jabłoński na tle dostępnych na rynku opcji jest rzeczywiście niezłym wyborem i pod tym względem kontrakt uważam za dobre posunięcie. Mam jednocześnie nadzieję, że on sam wyciągnie odpowiednie wnioski ze swoich tegorocznych występów. Jeździć potrafi, więc życzę mu, aby był w stanie pokazać to, co naprawdę w nim drzemie. Sam Krzysiek na pewno ma świadomość, że otrzymuje kolejną szansę na ekstraligowe występy tylko dzięki regulaminowi i jeśli centrala nie zmieni swoich postanowień, to rok 2013 może być dla niego ostatnią szansą na prezentowanie się kibicom w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Drugi nabytek, czyli młody Duńczyk Mikkel Bech Jensen jest bardzo dobrym posunięciem zielonogórskiego klubu w kontekście budowania przyszłościowej drużyny. Na pewno musi się jeszcze wiele uczyć, musi poznać polskie tory, na których nie miał okazji jakoś szczególnie często startować, ale każdy kto miał okazję oglądać go akcji wie, że chęci wygrywania i umiejętności mu nie brakuje. Może stanowić dobre uzupełnienie drugiej linii. Problem w tym, że nijak nie pasuje do składu pod względem KSM-u. Jeśli założymy, że pewniakami do miejsca w programie zawodów są Patryk Dudek, Andreas Jonsson oraz Piotr Protasiewicz (KSM tej trójki wynosi 24,76), to wstawienie MBJ'a spowoduje wyrzucenie na ławkę Saszy Łoktajewa, nie mówiąc już o potencjalnym wzmocnieniu kimś z czołówki. Duńczyk podpisał kontrakt dwuletni z zastrzeżeniem, że na razie ma być zawodnikiem oczekującym, więc jest to najprawdopodobniej etap dostosowywania składu do wymogów regulaminu mającego obowiązywać od roku 2014.
W świetle ostatnich wydarzeń związanych z zielonogórskimi juniorami można przypuszczać, że klub będzie chciał (musiał) ściągnąć młodzieżowca z zewnątrz. Przez ostatnie dwa lata stawiano na Adama Strzelca, który teraz z kilku powodów znajdzie się prawdopodobnie poza drużyną. Do tego Kacper Rogowski zakończył swoją przygodę ze ściganiem i właściwie Falubaz został bez drugiego juniora. Ci, którzy zostali do dyspozycji na dzień dzisiejszy nie są gotowi do jazdy w Ekstralidze i tak na dobrą sprawę nie wiadomo czy kiedykolwiek gotowi będą. Tyle, że w innych klubach specjalnego szału z młodymi wychowankami też nie ma. Pojawia się więc dość uzasadnione pytanie: co zielonogórski klub ma zamiar z tym fantem zrobić? Czy jednak mimo wszystko szansę otrzyma wychowanek? Bo to wszystko, co ostatnio wydarzyło się w kwestii juniorów podważa sens dalszej działalności szkolenia na dotychczasowych zasadach. To nie jest tak, że ci chłopcy nie mają talentu – chodzi o to, że albo klub nie potrafił należycie wykorzystać drzemiącego w nich potencjału, albo ich mentalne podejście do uprawiania sportu nie daje podstaw do wiązania z nimi nadziei na przyszłość. Tak czy inaczej obciąża to w dużej mierze konto trenera zajmującego się szkoleniem...
Wiadomo, że to nie koniec podpisywania kontraktów. Czy będzie Jarosław Hampel, czy może to tylko medialne zagrywki? Jeśli „Mały” istotnie pojawi się w składzie, to naturalną koleją rzeczy nie będzie w nim miejsca ani dla Mikkela B. Jensena, ani dla Aleksandra Łoktajewa. Falubaz ma ważne kontrakty z obydwoma młodymi wilkami światowego speedway'a, więc zatrudnianie byłego wicemistrza świata będzie miało sens wyłącznie w przypadku związania się z nim na dłużej. Gdyby tak istotnie było, to Falubaz miałby praktycznie gotową drużyną na rok... 2014. Tu jednak musi pojawić się pytanie, czy na pewno stać zielonogórzan na takie zagrywki? Przy założeniu, że faktycznie podpisany zostanie kontrakt z Hampelem lub innym żużlowcem ze światowej czołówki, to któryś z osiemnastolatków musi zostać wypożyczony. Gdzie? Chyba bez sensu byłoby puszczanie ich do I ligi, bo - przy całym szacunku do ośrodków w Grudziądzu, Ostrowie czy Daugavpils - znajomość tych obiektów do niczego się Falubazowi nie przyda. Jest kilka drużyn mających teoretycznie mniejsze szanse na walkę o medale, część z nich nie ma jeszcze ustalonej obsady (w kilku pewnie dopiero szuka się pomysłu na skład), więc korzyść może być podwójna – doświadczenie ekstraligowe dla młodych chłopaków i klauzula o zakazie występu przeciw Falubazowi, czyli mówiąc wprost szansa na łatwiejsze punkty w meczu z osłabionym rywalem.
Wydanie większych pieniędzy i ściągnięcie teoretycznie lepszych żużlowców nie jest i nigdy nie było żadną gwarancją osiągnięcia dobrego wyniku. Wystarczy przypomnieć rok 2000, gdy Lotos Wybrzeże Gdańsk mające w swoich szeregach Tony'ego Rickardssona, Sebastiana Ułamka i Krzysztofa Cegielskiego po siedmiu kolejkach było liderem rozgrywek, po czym... z hukiem spadło do I ligi.
Ten pojedynek z Patrykiem Dudkiem młody Bech Jensen przegrał. Teraz będzie miał szansę udowodnić, że równie ładnie dla oka, a przede wszystkim skutecznie, potrafi pojechać z "Duzersem" parą. Pytanie tylko, czy już w sezonie 2013?