W poprzednim odcinku minicyklu o żużlu w Rosji mogliście poznać opinię Andrieja Sawina na temat obecnej sytuacji rosyjskiego speedwaya. Menedżer reprezentacji punktował między innymi brak państwowego wsparcia i konieczność działania na poziomie lokalnym, gdzie nie zawsze są pieniądze. Ale nie dla wszystkich to brak środków finansowych jest największą bolączką rosyjskiego żużla. Innego zdania jest na przykład Denis Sajfutdinow.
Starszy (ur. 1981) brat Emila Sajfutdinowa także był żużlowcem. W lidze polskiej reprezentował barwy takich klubów jak Lokomotiv Daugavpils (2005-2006) czy Orzeł Łódź (2008-2009). Zakończył karierę sportową w 2012 roku. Przez jakiś czas zajmował się spuścizną ojca - klubem żużlowym w rodzinnym Saławacie. Obecnie, jak sam mówi, przyzwyczaja się do nowego życia, oficjalnie już niezwiązanego z żużlem.
Chociaż Denis Sajfutdinow nie jest już ani żużlowcem, ani działaczem, wciąż ma sporo do powiedzenia na temat żużla w Rosji. Historia tego wywiadu sięga kilku wypowiedzi Denisa w mediach społecznościowych, gdzie krytykował działalność Sawina i Rosyjskiej Federacji Motocyklowej. A że niektóre z jego stwierdzeń stały w sprzeczności z tym, co usłyszałam od samego Sawina, nie mogłam nie zagłębić się w temat…
– Karierę zakończyłeś parę lat temu, ale nadal bacznie obserwujesz rozwój żużla w Rosji, prawda?
– Tak jest, wciąż mnie to interesuje i nie podoba mi się to, co obecnie dzieje się u nas w żużlu. Coraz mniej zawodników kontynuuje kariery jako seniorzy. Z juniorami też jest problem - jeżeli pojawiają się zdolni, jeżeli rozwijają talent, to zazwyczaj dzięki pomocy swoich ojców. Rosyjska Federacja Motocyklowa nie ma długofalowego planu rozwoju dyscypliny. Co więcej, nie widać żadnej chęci działania ze strony Federacji. Kiedy patrzę na ten chaos, czasem puszczają mi nerwy i zdarza się coś dosadnego napisać w mediach społecznościowych.
– A jak wygląda obecnie żużel w Saławacie? Macie zawodników, to wiem. Co z zawodami?
– Sądzę, że znalezienie zawodników to w jakiejkolwiek dyscyplinie najmniejszy problem. W każdym mieście, mniejszym czy większym, znajdą się utalentowane dzieci, które można zaprowadzić do szkółki i zrobić z nich może nie mistrzów, ale porządnych sportowców. Ale szkółka - to przecież instytucja samorządowa, funkcjonuje po to, żeby dzieci robiły coś pożytecznego w czasie wolnym. W przypadku tak wymagającej dyscypliny jak żużel ważne jest to, żeby szkółka ściśle współpracowała z lokalnym klubem.
Co się tyczy samych zawodów, w tym roku odbyły się w Saławacie dwa turnieje – jeden dla amatorów, drugi memoriałowy.
– I jak było z frekwencją? Przychodziło dużo kibiców?
– Prawdę powiedziawszy, w moim mieście zawsze są kibice. Wiadomo, są prawdziwi kibice, którzy przyjdą na jakiekolwiek zawody, byleby zobaczyć żużel, i są piknikowcy. Kiedy w Saławacie mieliśmy regularny klub występujący w lidze, stadion zawsze był niemal pełny, niezależnie od wyników drużyny. Mniejszym zainteresowaniem cieszyły się turnieje indywidualne, w których startowało niewielu lokalnych zawodników, a jeszcze mniej walczyło o czołowe lokaty. Kiedy byłem działaczem klubu w Saławacie, na każdych zawodach zjawiało się średnio dwa i pół do trzech tysięcy kibiców, a to dużo jak na rosyjskie warunki. Rekordem frekwencji było bodajże sześć tysięcy.
– To odwrotnie niż w Polsce, gdzie frekwencja jest ściśle związana z wynikami...
– Budujecie takie duże stadiony, to potem wyglądają na puste nawet przy 10-12 tysiącach kibiców. W Polsce macie o wiele łatwiej, jest jakiś plan rozwoju żużla, jest dużo kibiców, duże zainteresowanie dyscypliną, świetnie rozwinięta liga.
– No właśnie. 8-10 lat temu wydawało się, że w Rosji może być podobnie. Mieliście rozwijającą się błyskawicznie ligę, były plany przeprowadzenia Grand Prix w Togliatti. Zanosiło się na wielki boom na rosyjski żużel. Co się z tym stało?
– Dobre pytanie. Mamy możliwości, chociażby na to, żeby być gospodarzem rundy Grand Prix, w końcu w cyklu jeżdżą rosyjscy zawodnicy. Oni na taki turniej zasłużyli, ale by go zorganizować, potrzebne są działania Federacji, których zdecydowanie brakuje.
– A może brakuje finansowego wsparcia z budżetu państwa?
– Takie wsparcie na pewno otrzymuje Federacja, przecież jest organem państwowym. Nie jestem wtajemniczony w to, ile dokładnie dostaje Federacja, ale z pewnością jako przedstawiciel państwa w kwestii sportów motorowych może liczyć na finansowe wsparcie. Tylko później nie przekazuje go na sport żużlowy.
Foto: motoseif.narod.ru
– Kto w takim razie powinien postarać się o pieniądze dla żużla z Federacji i o jej konkretne działania?
– Na początku z pewnością należy rozpisać strategię, swoisty biznesplan i dopiero z nim prosić o pomoc, czy to państwo, czy prywatne przedsiębiorstwa. Tylko że strategię powinien jeszcze zatwierdzić minister sportu, więc osoba prywatna nie może tak po prostu napisać planu rozwoju żużla i dać ministrowi do podpisania. Do tego powinny być wyznaczone specjalne organizacje, które zajmą się stroną techniczną, a my jako działacze będziemy ten program realizować, szukać inwestorów i tłumaczyć im, że żużel jest pożyteczny nie tylko dla kibiców. Zwiększa przecież bezpieczeństwo na drodze, bo ta część lokalnej ludności, która chce szybko jeździć, może zapisać się do klubu żużlowego i na zawodach dawać upust swojej fantazji.
– Czy taką strategią nie powinien się zająć na przykład menedżer reprezentacji?
– Jeśli pijesz do tego, co napisałem na swoim profilu, to nie do końca o to chodzi. Przede wszystkim - Andriej Sawin nie jest menedżerem, tylko głównym trenerem. To według regulaminu FIM jest menedżerem. U nas takiego stanowiska nie ma, jest tylko główny trener reprezentacji. Do tego jeszcze jest przewodniczącym Komisji Torowej. To zupełnie inna funkcja.
– Na czym polegają główne błędy Sawina?
– Przede wszystkim problem polega na tym, że Sawin wspiera kluby zamiast skupić się na sporcie i sportowcach. Bez sportowców nie ma dyscypliny, a nasz główny trener bardziej koncentruje się na tym, żeby zadowolić władze klubów. Brakuje współpracy między oficjelami i samymi zawodnikami, a przecież to oficjele powinni być dla zawodników i kibiców, nie na odwrót.
– Właśnie. Wśród twoich pretensji wobec Komisji Torowej pojawił się zarzut "sprzedaży zawodników". Co konkretnie miałeś na myśli?
– Komisja Torowa zawarła w regulaminie punkt o wykupnym za zawodnika. Załóżmy, że żużlowiec podpisuje kontrakt z jakimś klubem na określoną kwotę. Po jakimś czasie przechodzi do innego klubu i jego macierzysty klub ma prawo zażądać rekompensaty za zainwestowane w tego żużlowca pieniądze. Oczywiście, takie praktyki istnieją też w innych dyscyplinach, ale wtedy uczestniczą w nich wszyscy: zawodnicy, kluby, menedżerowie. U nas jeśli kluby dogadają się między sobą co do zmiany barw przez danego zawodnika, to on nie ma już nic do powiedzenia. Mówię z doświadczenia, ponieważ sam byłem swego czasu ofiarą podobnych praktyk. Ja, Grisza Łaguta, mój brat Emil również. Po co takie praktyki w umierającej dyscyplinie? Wychodzi na to, że dostatecznie bogate kluby, Mega Łada Togliatti czy Turbina Bałakowo, mogły wykupić każdego, kogo chciały. A co z mniejszymi klubami?
Dla nas, żużlowców, sport to całe życie, i nie chcemy, żeby ktoś decydował za nas, gdzie mamy startować, i jeszcze pytał potem, o co nam w ogóle chodzi. Czasem brak już na to nerwów. Nie prosimy przecież o pieniądze, tylko o to, żebyśmy mogli uprawiać nasz sport i żeby tym sportem zajmowali się profesjonaliści, którzy się na tym znają i którzy chcą rozwijać żużel.
– Co z tym można zrobić? Widzisz jakąś receptę na tę sytuację?
– Po pierwsze należy zmienić Federację, nie w sensie ludzi, ale w sensie myślenia o sporcie. Sport powinien być traktowany jako rozwój. Jeżeli mówimy konkretnie o żużlu, trzeba zacząć od miniżużla. Przecież wybudowanie minitoru, odsypanie trybuny i zrobienie małego parku maszyn to nie jest ogromny koszt. Ale żeby upowszechnić szkółki żużlowe, musimy uświadomić ministerstwu sportu, że istnieje coś takiego jak miniżużel: 80cm3, 125cm3, 250cm3. U nas czegoś takiego praktycznie nie ma.
Jest też problem z uznawaniem tytułów mistrzowskich. Za zwycięstwo w mistrzostwach par czy w lidze nie można otrzymać tytułu Zasłużonego Mistrza Sportu [tytuł przyznawany wyróżniającym się profesjonalnym sportowcom w kilku krajach byłego bloku socjalistycznego – dop. JKR], ponieważ według ministerstwa jest za mało rywali. Wychodzi na to, że nieindywidualne mistrzostwa w Rosji są takie półoficjalne. Mówi się, że od tych tytułów Mistrza Sportu Międzynarodowej Klasy, Zasłużonego Mistrza Sportu i tak dalej trzeba odejść, że to niedzisiejsze, ale w prawie rosyjskim nadal funkcjonuje. Tytuły dają realne możliwości na przykład pracy jako trener, a sportowcy bez nich są takiej możliwości pozbawieni.
Kolejna pretensja, jaką mam do Federacji - dlaczego nasi najlepsi zawodnicy nie biorą udziału w mistrzostwach kraju, czy to indywidualnych, czy drużynowych? Ano dlatego, że te mistrzostwa nie są interesujące. Należy popracować nad tym, żeby Mistrzostwa Rosji stały się czymś, w czym wstyd nie brać udziału. Nie chodzi o kwestie finansowe, a raczej o prestiż zawodów. Spójrzmy na prestiż Mistrzostw Polski, Szwecji, Anglii czy Danii - tym się można zainspirować i wypracować własne rozwiązanie.
– Kto powinien zostać menedżerem rosyjskiego żużla albo przynajmniej człowiekiem, który da sygnał do zmian? Chodzi mi raczej o cechy niż konkretne nazwiska.
– Musi to być ktoś, kto chce i jest gotowy poświęcić rozwojowi żużla cały swój czas. Moim zdaniem w Federacji powinni pracować zawodowcy. Możemy wziąć przykład choćby z naszego rosyjskiego podwórka - z Komisji ds. Motocrossu. Tam pracują profesjonaliści, którzy dbają o rozwój dyscypliny, dzięki nim motocross nie tylko nie podupada, ale cały czas się rozwija, rośnie zainteresowanie dyscypliną, pojawiają się nowe nazwiska...
Sądzę też, że jeden człowiek to za mało. Cała żużlowa społeczność w Rosji powinna pomyśleć o tym, co zrobić, żeby było lepiej, przygotować plan i zacząć go realizować.
- Takich ludzi wam życzę. Dziękuję za wywiad.
- Ja też chciałbym podziękować Polakom, polskim kibicom, polskim działaczom, za to, że przyjmujecie nas, rosyjskich żużlowców, pozwalacie nam zawodowo robić to, co kochamy.
* * *
Andriej Sawin i Denis Sajfutdinow mają zupełnie inny pogląd na to, czego brakuje rosyjskiemu żużlowi. Coś ich jednak łączy - obaj bardzo emocjonalnie odnoszą się do tematu, czy to w wypowiedziach w mediach społecznościowych (w przypadku Sajfutdinowa) i na rosyjskim forum żużlowym (gdzie regularnie udziela się Sawin), czy w prywatnych rozmowach. W Rosji na pewno jest chęć, żeby coś zmienić.
A czy coś się zmieni? Z debatami poczekajmy do ogłoszenia przyszłorocznego kalendarza imprez międzynarodowych. Może nie udzieli nam on odpowiedzi na najbardziej palące pytania, ale na pewno da wskazówkę, w którą stronę zmierza russkij spidwej.
Joanna Krystyna Radosz
Zdjęcie tytułowe: resbash.ru