KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

drzwi- Gnojki zafajdane! Powinni wpuszczać takich w kagańcach. I gdzie ta ochrona z alkomatami na bramkach? Pieślaka to za jeden promil shaltowali, a ta banda tutaj jak nic miała po 1,5 – nie potrafił ukryć zbulwersowania prezes Tempniewski, wchodząc do zaciemnionego jeszcze pokoju i ciskając całym ciężarem swych kilogramów w wygodny, skórzany fotel. Nie mógł sobie darować, że był tak naiwny i usłyszawszy swe imię, łasy poklasku, a może po prostu ciekawy, podszedł do barierki, niepomny zupełnie wcześniejszych przygód, po czym, kiedy tylko podniósł głowę, trójka opatulonych klubowymi barwami żartownisiów z górnej trybuny "przypadkiem" wylała całą zawartości kubeczka z piwem. Prosto na klapy prezesowskiej marynarki. – Kurwa, jak ja śmierdzę – wycedził i ruchem biblijnego siewcy rzucił marynarę na oparcie fotela. – Zaraz wrócą te wypacykowane gogusie z FIM-u… Jak nie gnojki w szalikach, to makaroniarze. Co za dzień - westchnął. – Żeby to było Bleszno, jutro bym im dosrał. Dostaliby tydzień na zamontowanie pleksi. Jaki tam tydzień… pięć dni by dostali! I kiedy już miał obniżyć deadline do trzech dni, rozległo się pukanie do drzwi.

- Czego? - nic bardziej zniechęcającego nie przyszło mu do głowy.

- Zdrastwujtie, dzjeń dobry znacziet - skłonił głowę w futrynie niewysoki, krępy przybysz o ogorzałej twarzy. – Mienia zowut Drobnikow. Władimir, znacziet – przedstawił się. – Ja priszoł tjuda, sztoby wam skazat', szto my wsje w Łotwiji, Lokomotiv znacziet, chotim ujechat' w waszu Ekstraligu.

- Cooo?! Mówcie po ludzku.

- No... awans, Ekstraliga. Ekstraliga dla Daugavpilsa, ponimajesz?

- Ekstraliga dla Daugavpils?! Buacha-cha-cha. Macie tupet… No, ale dobrze, proszę, skoro już jesteście, to wejdźcie, wejdźcie i siadajcie, Drobnikow – Tempniewski zdjął z oparcia fotela śmierdzącą rozwodnionym piwem marynarkę i rzucił ją na krzesło. Tym razem poszło gorzej niż przy pierwszym rzucie. Działaczowski uniform odbił się od drewnianego stelażu i zanurkował pod krzesłem, niczym Doyle pod rywalem. - Cholera! – cicho zaklął. Nawet to mu dziś nie szło.

- Spasiba – podziękował tymczasem przybysz i bezceremonialnie wyjął z aktówki zawiniątko, spod którego w świetle nisko zawieszonej lampy wyzierała fioletowa etykieta z trupią czachą i dużym napisem cyrylicą кокинoвка 65%

- A kto was w ogóle do tej ligi zaprosił? – rzucił znienacka, chcąc ewidentnie sprowokować gościa, Tempniewski.

- No wy! - Drobnikow nie czekając na reakcję gospodarza sięgnął raz jeszcze do aktówki i wyjął z niej plik niedbale wyciętych kartek i karteluszek z podkreślonymi czerwonym zakreślaczem cytatami ze swego rozmówcy.

- Ot, bezczelny kacap – pomyślał gospodarz, ostatkiem sił powstrzymując się przed wyartykułowaniem czegoś, czego za chwilę by żałował. - Wy mówić po polsku ledwo umiecie… - zaczął.

- Wy też… - odgryzł się Drobnikow.

- ...ale z czytaniem u was jeszcze gorzej – dokończył, udając, że nie usłyszał kąśliwego wtrętu. - Przecież pisze tu czarno na białym, że zapraszam, owszem, ale jak spełnicie warunki. Wa-run-ki! A warunków nie spełnicie. Koniec tematu. Tak już napisali wszyscy szanujący się dziennikarze. Nie czytał intiernieta? - szyderczo zmiękczył jak w reklamie Coccolino.

- Czytał czytał, właśnie poetomu pryjechał. Bo my spełnimy warunki - tolka niet idiotyczne - i chcemy jechać.

- Nie żartujcie – twarz Tempniewskiego rozpromieniała. – Jest tyle problemów, których nie przezwyciężycie. Jest spółka, jest klub, stadion, są polscy zawodnicy, pół miliona opła…

- I Ostrów! - dobiegł z pokoju obok przytłumiony głos prezesa Myszańskiego.

- Tak, i Ostrów! - przytaknął Tempniewski. - Nie możemy zapominać o Ostrowie. A jest jeszcze Rybnik. Jest Grudziądz...

 ***

- No, to jeszcze raz - z czym przyjeżdżacie, panie prezes? Co nam macie do zaoferowania?

- Ja… co ja mam? Ja dumał szto… szto wy macie nam do zaoferowania – zaciął się z przypływu emocji Drobnikow. - My sportowo pobiedili Poloniu, patom pobiedili Ostrow, to my wygrali Nice ligu. A wy chcecie, sztoby nie było nice? U nas haroszyj klub, dobryj, znacziet. I ludzie dobre. Nikt nie nawalonyj, wsja kamanda prijechała i otjechała iz Ostrowa, kak Krasnaja Armija spod Legnicy. I żadnyj koniak u nas nie był, eto bzdura, chyba gin z butelki. Ja mogę chuchnąć… - zerwał się krępy działacz.

- Nieee! Nie trzeba! Nie nada! Stop it! Siadajcie! - wykrzyczał z szybkostrzelnością CKM-u Polak. Sam zaś podniósł się z fotela i widząc, że nie pozbędzie się łatwo natręta, podszedł do zasłoniętego brudnoszarą żaluzją okna.

- Posłuchajcie, Drobnikow - zaczął od nowa - my wszystko wiemy i rozumiemy, ale to nie jest takie proste. Myślicie, że możecie sobie, ot tak, wygrać ligę i awansować wyżej?

- Ale my już tak robili! My naczynalis od zera…

- Od zera, od zera… Od zera to sprzedają telefony w Playu, tutaj trzeba mieć – zawiesił się na sekundę, bo na końcu języka złośliwie pojawiły się "wyniki" - tutaj trzeba mieć argumenty. Tak! Argumenty, w tym finansowe – pogroził palcem niczym pan od fizyki zagrożonemu uczniowi.

- Ja znaju. Pół miljona. Żadnyj probljem. W zołotych czy jewro? – uśmiechnął się gość.

- Moment, poczekajcie. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. No przecież wiecie. Pogadajmy jak działacz z działaczem – sięgnął prawą ręką po stojącą na stole "Kokinówkę" i rozlał po same brzegi do obu kieliszków. - Widzicie, towarzyszu, z tymi awansami to jest jak – wziął głęboki oddech – to jest jak – sam się zastanowił, czy da radę skończyć – jak z pójściem z babą do galerii! – zachwycony swą paralelą rozpromieniał i wskazał wyciągniętym paluchem kierunek, gdzie według jego orientacji znajdował się przystadionowy raj zakupowiczów. - Wejść łatwo, ale wyjść i nie przepierdzielić bez sensu pieniędzy – hoho, to już cudu trzeba. A to ciężko zarobione pieniądze! Zapytajcie tego zgrywusa, co ekspertuje w "ence", a w tym czasie jego żona buszuje po szmateksach. Wiem, bo razem z moją robią tam debety. No pomyślcie sami, czy wam ten awans potrzebny? Po co wam to? Zobaczcie na tych z Gniezna, no jeździliście z nimi. I co? Tacy dobrzy byli... Do czerwca. A Gdańsk? A Częstochowa? Wszędzie to samo. Nabiorą zawodników, napodpisują kontraktów, a naobiecują, a kredytów nałapią, a potem co? Dupa. Du-pa. Komornik polewaczki licytuje. I na nas wszystko spada. Bo za chwilę płacz, że klubów mało, że co to za liga, że w sierpniu wakacje, a prezesi psioczą, że zawodników dobrych brak...

- Ale my mamy zawodników – wszedł mu w słowo Drobnikow. - I nie musimy pokupować, bo mamy swoich. Proszę, wot tu, smotrij panie prezes – wyjął pomięty wydruk ze strony Romana Lacha – eto nasz pierwyj mecz w waszej lidze. Eto 2005 god, ty nie zabył iszczo, prawda? My w Pile ujechali, i my pobiedili! Nu, a tu nasza kamanda – smotrij pan prezes – u nas był lider Kokin Nikołaj, no, ten od czereśni, panimajesz, a pod „szest'” - mołodyj junior Puodżuks Kjasts, a pod „sjem” Bogdanow Maksim. To 10 roków uże, a kamanda ta sama. I nadal szkolimy! Naszą „Lebiodkę” już chcieli w Ekstralidze.

- A właśnie, dużo wy za niego chcecie?

- On nie na sprzedaż. On nasz lider, on mołodiec iz Daugavpilsa, kibice dla niewo chodzą, ponimajesz?

- Dobrze dobrze, jeszcze sprzedacie – mruknął pod nosem gospodarz, tak, żeby rozmówca nie usłyszał.

- No, panie Drobnikow, ja oczywiście gratuluję awansu i chcę, żebyście pojechali w naszej lidze, nawet oficjalnie to ja bardzo chcę, ale są wymagania. Musicie spełnić warunki! Jak wszyscy inni. My nikogo nie faworyzujemy, żadnych warunkowych prowizorek nigdy u nas nie było i nie będzie – ze srogą miną wyrecytował prezes. - A u was… kiepściutko. Na przykład klub i stadion – muszą być w Polsce.

- Ale Daugavpils leży na Łotwie, nie w Polsce.

- To macie pecha. Ha ha… - poirytowany bezczelną uwagą gościa, schował na moment grzeczność do kieszeni.

- Przecież wiedzieliście o tym.

- Co? O czym? O Daugavpils? Ja nic nie wiedziałem o żadnym Daugavpils. Ja nadal nic nie wiem.

- No, tak nie można! Wy takoje… Eto oczeń okrutne!

- Co tam okrutne, jakie tam okrutne... przenieście sobie ten stadion, zarejestrujcie gdzieś klub, kupcie sześciu naszych – i po kłopocie.

- Ale gdzie przenieść?

- Gdzie, gdzie… skąd ja mam wiedzieć gdzie? Jak tam wy się nazywacie… – udał przez moment, że nie pamięta. - Daugavpils… To może Długopole? Tak, Długopole-Zdrój! Był Londyn i Lądek, to może być Daugavpils i Długopole. Ładnie, co? - Pani Madziu! - nie dał otworzyć ust gościowi - pani skoczy do księgowej na górę, niech przestanie liczyć te pozwy za Grand Prix, przecież i tak im nie oddadzą, i niech mi zaraz sprawdzi, czy Długopole-Zdrój jeszcze istnieje - to pierwsze primo, i drugie - czy tam nie jeździ już jakiś klub żużlowy. No, szybciusiem.

- Ale ja był w Długopolje, kak w wojsku służył. To ponad 1000 kilometrów od Daugavpils!

- No wiecie, do wielkiej ligi awansowaliście. Przyzwyczajajcie się, panie prezes. I zacieszajcie, że Władywostoku nie zaprosiliśmy – mrugnął okiem. - Poza tym ci z Rzeszowa też mają daleko, a nikt nie płacze, że ma pecha. Słyszeliście kiedyś, żeby ktoś w Rzeszowie mówił o pechu?

- Prawda, nie słyszał. Ale w Dauga są nasi kibice. Ich mnogo! No, szto ja im skażu? U nas 7 tysjaczi czełowiek priszło na Ostrów. Kak na Grand Prix było. I budzjet kak na GP! Gorod da dzjengi, miasto, znacziet. Mnogo dzjengow, uże obiecali. Griszka już nawet tri raza do mnie dzwonił – pomachał w powietrzu trzema palcami. - O, pażałsta tut, smotrij pan prezes – kocim ruchem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki śnieżnobiałą kopertę.

- Nie nie, ja nic nie biorę! – zatrzepotał gwałtownie rękami przed sobą Tempniewski, wykonując dwa „scyzoryki” w sekundę, jednocześnie zerknąwszy za siebie, czy nikt nie widzi.

- Eto pismo – przeciągnął akcentowane „o”, tak jak tylko Rosjanie potrafią, Drobnikow. - List, znacziet – poprawił jeszcze raz po polsku. - To od prezydenta naszewo goroda, preczytaj pan prezes, tam wsje gwarancje, wsje umowy, wsje plany, a tut – wskazał na drugą, obszerniejszą teczkę – zdies podpisy od samych kibiców. Tepier mam 10 tysjacz, ale budjet 50, całyj gorod podpiszetsja. Wsje chcą spidweja! – zakończył podniosłym głosem.

- Phi, 10 tysięcy… - Tempniewski prychnął tak niefortunnie, że podświetlona blaskiem lampy kropla prezesowej śliny wylądowała idealnie między kieliszkiem a pamiątkowym dyplomem, jaki właśnie otrzymał od „gogusiów” z FIM-u. - Platforma dostała 6 milionów podpisów i wszystkie poszły w pizdziet. Wy rozumiecie, ile to jest 6 milionów?!

- Da, ja rozumiju, my właśnie taki budżet chcemy mieć. W etom pismu wsjo napisano…

- Napisano, napisano... ja i tak tego nie umiem przeczytać.

- Niet, eto nie pa ruski, eto na anglijskom jazike.

- No mówię. Wróci sekretarka, to może przetłumaczy. A pana prezydenta „waszego goroda” zapraszam do Warszawy. U nas w Warszawie to jest Grand Prix! Stolica, bracie, taaaki stadion, loża VIP pełniutka. Szampan, co chcesz tylko... A za rok w gratisie meczyk kadry i kebab darmowy, a dla nas... kawiorek! - aż potarł dłonie, niczym na styczniowym mrozie, prezes. - I to z waszych stron – uśmiechnął się szelmowsko. - Przyjacielu, dwanaście biegów u nas, to jak sześćdziesiąt u was!

- Jedynaście, jak już – wycedził z przekąsem, i zarazem kłującym w uszy błędem, Drobnikow.

- Jak to? - wyczulonemu na sam dźwięk słowa „Jedyna” Tempniewskiemu aż brew uniosła się do góry. - Biegów było 12 i kropka!

- Da, ale ten ostatni miał iść do powtórki, sam słyszałem jak spiker mówił, a powtórki – Drobnikow wydał z siebie odgłos wyciskania ketchupu z pustawej butelki – nie było. Hihi, sędzia rozmyśliłsja, co? On też paszoł w toaljet? A 50 tysjaczi poszło domoj. A potom sztoby wam tego stadiona nie spalili, czempiona Golloba naczali proszczat... żegnać, znacziet. Wot, eto majstersztyk – pokiwał głową z uznaniem Łotysz.

- Małczat'! - ryknął na gościa Tempniewski, sam nieco zdziwiony faktem, że akurat w tej chwili, ni z tego, ni z owego, przypomniał sobie rosyjski czasownik, chociaż jeszcze przed chwilą dawał sobie rękę uciąć, że jedynym, co zapamiętał z „urokow ruskiego” była biuściasta rusycystka, którą zbałamucić chciało pół klasy. Co tylko potęgowało frustrację, bo on był jednym z ostatnich w kolejce do tego patriotycznego, antysowieckiego czynu. - W papierach wszystko się zgadza. Nawet jakby zamiast w kiblu, zamknęli się w budce dla szpaków – otrzeźwiał szybko, wracając z dalekiej podróży na ziemię. – Nic nam nie zrobią, a tymi pozwami wytapetujemy sobie łazienkę – łokieć prawej dłoni ułożył się w gest Kozakiewicza. – Zresztą, to nie mój problem, a prezesa Witka. Już jego prawnicy się wykażą – uśmiech zagościł wreszcie na nieskalanej od dłuższej chwili radosnymi zmarszczkami twarzy prezesa.

- A wy w Daugavpils nie pojedziecie! - huknął pięścią w stół, aż podskoczył najbliżej stojący kieliszek. - Nie i już! To fatalny tor, tylko start i gęsiego do mety, nawet jak coś wygracie, to tylko u siebie, a w naszej lidze nie ma miejsca na takie tory i takie drużyny. I bandy macie krzywo – proszę, to jest adnotacja w protokole – z gracją skumulował argumenty.

- Ale kibice… - rozpaczliwie jęknął rosyjski Łotysz.

- Oj tam, XXI wiek mamy. Dwa-ca-tyj pier-wyj, Drobnikow! - wysylabizował. - Ludzie samolotami latają, a wy tu z tysiączka kilometrów problem chcecie robić. A'propos, tak się szczęśliwie składa, że jeden zasłużony działacz ma firmę transportową, rozumiecie, taki przewóz osób. Busy, autokary… a maszyny takie, że hej! Tutaj jest wizytówka. Oczywiście, sami wybierzecie. To tylko taka koleżeńska podpowiedź, jakbyście szukali.

- Spasiba.

- No... to cieszę się, że doszliśmy do wspólnego zdania. Jutro wydamy stosowny komunikat. Bardzo wam dziękuję, towarzyszu, że taki kawał drogi przejechaliście. No i że taki hart ducha wykazaliście, bo w tym Ostrowie – tak wam powiem – awansować nie jest łatwo. A wiecie czemu? Bo jak coś, to gaszą światło! Hahaha, dobre co? – zarżał na podchwycony żarcik Tempniewski. - Tylko cicho, żeby ten za nami nie usłyszał – wskazał najpierw na usta, następnie na ścianę za sobą.

- Da da, ja słyszał. My nawet dla naszego Tońcia fljuorescencyjne kamizelki kupili. A Wiking przed meczem cały tydzień śpiewał „Nawsiegda budjet sołnce…”

- Haha, fluorescencyjne… - opluł się Tempniewski. Ot, duraki. Ale ponieważ was, mordko, polubiłem – proszę, oto przepustka na wieczorne „after party”. Po Grand Prix podejść do strefy VIP i tam już pokierują. „Będzie się dziaaało, a jeszcze nocy będzie mało. Ty znajesz?” - wcisnął gościowi kawałek plastiku, po czym zapląsał poruszając niezbyt zgrabnie krótkimi rękami.

- Ja nie chcę na party, ja chcę do ligi, wy mnie zbywacie, ja tak się nie dam, ja pójdę do FIM-u, ja pójdę do Armando! To niesportowe!

- Niestety, „boski” Armando oraz pan Vitto di Pippolito są obecnie podejmowani przez prezesa Witka z oficjelami. Ale pytałem go o pana. Powiedział, że nie kojarzy.

- Przecież ja im pomogłem, jak oni sprzedawali turnieje na Rygę i Daugavpils, i taką kupę pieniędzy trzeba było szybko zorganizować. To co, wtedy Drobnikow był fajny, da?

- Sam pan sobie odpowiedział. Coś jeszcze?

- My się nie poddamy, my będziemy walczyć!

- Nie drażnijcie mnie, towarzyszu Drobnikow! Trenera kadry nam wykończyliście, senator dzwoni po trzy razy dziennie, ci z Grudziądza molestują, a wy mi tu z tą swoją wioską wyjeżdżacie?!

- Daugavpils eto nie wioska. U nas zamek, kolej, u nas tramwaje i lotnisko, a u was?

- To lećcie załatwiać sobie klub, kasę i zawodników. Tylko polskich! Czas płynie – wskazał na przegub ręki Tempniewski.

- Klub nowyj zarejestrować, pół miliona zapłacić, stadion przenieść w Długopolje, swoich rozpuścić, dwóch waszych seniorów, dwóch juniorów i jeszcze rezerwowych… - załamał ręce Drobnikow. - Swiata Maryja, eto wsjo?

- Nie. Załatwcie jeszcze, żeby te zgrywusy z PoKredzie zdjęły to zdjęcie z tła na fejsbuku!

 

c. d. (być może) n.

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe

Slajd: wyciszanie.com

 

 

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2023
1. Betard Sparta Wrocław  14 30 +124
2. Platinum Motor Lublin  14 28 +185
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 20 +54
4. TAURON Włókniarz  14 18 +13
5. ForNature Solutions Apator  14 15 -42
6. FOGO Unia Leszno  14 11 -98
7. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 10 -61
8. Cellfast Wilki Krosno  14  7 -175
 1. Liga Żużlowa 2023
1. ENEA Falubaz Zielona Góra
 14  35 +232
2. Abramczyk Polonia Bdg.
 14  21 +18
3. Arged Malesa Ostrów  14  21 +22
4. ROW Rybnik  14  18 -28
5. Trans MF Landshut Devils
 14  15 -56
6. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14  12 -45
7. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź  14  10 -93
8. InvestHouse Plus PSŻ  14  8 -50
2. Liga Żużlowa 2023
1. TEXOM Stal Rzeszów
 12  21 +137
2. Ultrapur Start Gniezno
 12
 20 +91
3. OK Bedmet Kolejarz Opole  12
 19 +43
4. Grupa Azoty Unia Tarnów  12
 14 +43
5. Optibet Lokomotiv
 12  14 -24
6. ENEA Polonia Piła  12  10 -111
7. Metalika Recycling Kolejarz  12
 5 -177

Klasyfikacja końcowa SGP 2022

1. Bartosz Zmarzlik
166
2. Leon Madsen
133
3.  Maciej Janowski
106
4. Fredrik Lindgren 103
5.  Robert Lambert 103
6. Daniel Bewley
102
7. Patryk Dudek 102
8. Tai Woffinden 93
9.  Martin Vaculík
91
10. Jason Doyle 83
11. Mikkel Michelsen 82
12. Jack Holder 67
13. Max Fricke 52
14. Anders Thomsen 51
15. Paweł Przedpełski
29

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43