Motor Lublin - niebywałe, jaki postęp w ostatnich latach zrobił ten klub. Popularne „Koziołki” jeszcze w 2017 r. występowały jako debiutant, wracając na żużlową mapę Polski po upadku KMŻ. Po drodze były dwa szybkie awanse i kolejne trzy sezony w elicie. Warto podkreślić, że każdy kolejny rok to nieustanny rozwój drużyny. Dobre zarządzanie klubem, mądra wizja, świetna organizacja, właściwa polityka finansowa i wzmacnianie poprzez ewolucje, a nie rewolucje, rokrocznie procentują.
W 2021 r. Motor zaprezentował się nadzwyczaj dobrze, zasłużenie zdobywając wicemistrzostwo Polski, powtarzając jednocześnie sukces drużyny z 1991 roku. Ekipy, w której występowały takie „armaty” jak np. Hans Nielsen.
Przed sezonem władze klubowe postawiły za cel awans do fazy play – off. To był plan minimum. Nie wykluczono walki o medale, tym bardziej, że po dwóch solidnych latach na najwyższym szczeblu rozgrywkowym drużyna okrzepła i nabrała doświadczenia. Nadszedł więc czas, aby powalczyć o coś więcej. Skład wzmocnili Krzysztof Buczkowski i Dominik Kubera. Szczególnie po tym drugim zawodniku oczekiwano sporo. Przez pewien czas młody żużlowiec nie prezentował pełni umiejętności. Widać było, że musi nauczyć się nowego domowego toru, a także odnaleźć się w innym miejscu, po odejściu z macierzystej Unii Leszno. Jednakże w drugiej części sezonu Kubera pokazał na co go stać. Wydaje się, że punktem zwrotnym był sierpniowy, dwudniowy turniej SGP w Lublinie, w którym zdobywał dwucyfrowe zdobycze. Od tego momentu już nie spuścił z tonu, a jego wyśmienita forma w najważniejszej części sezonu była na wagę złota (a w zasadzie srebra). Prawdziwe show zaprezentował podczas pierwszego meczu finałowego PGE Ekstraligi kiedy zdobył 16 punktów i bonus. W rewanżu również wypadł bardzo korzystnie, uzyskując dorobek 10+2, będąc najjaśniejszą postacią drużyny. To dzięki jego postawie lublinianie niemal do końca pozostawali w walce o mistrzostwo.
Ale przecież nie samym Kuberą Motor żyje. Trzeba przyznać, że cała drużyna na przestrzeni poprzedniego roku prezentowała się naprawdę dobrze. Nawet kiedy jakiemuś zawodnikowi przytrafił się gorszy dzień, to inni brali na swoje barki ciężar zdobywania punktów. Wyjątkiem był jedynie Krzysztof Buczkowski, który przez zdecydowaną większość sezonu prezentował się przeciętnie, a momentami słabo. Na szczęście dla Motoru w kilku ostatnich spotkaniach odnalazł formę (choć pojawiły się opinie, że to bardziej zasługa silników) i dorzucał cenne punkty do ogólnego wyniku. To było bardzo ważne, bo jeśli chcesz walczyć o najwyższe cele w PGE Ekstralidze, musisz być drużyną kompletną. W osiągnięciu niewątpliwego sukcesu, jakim był srebrny medal, pomogli również juniorzy. Lubelski klub posiadał w zeszłym roku najmocniejszą parę juniorską w Polsce. Równać jej się mogli jedynie młodzieżowcy Włókniarza Częstochowa.
Lubelska drużyna przez cały czas prezentowała równą, solidną formę. Nie było momentów przejściowej jej utraty przez poszczególnych zawodników, ani także kłopotów sprzętowych. Można metaforycznie stwierdzić, że im dalej w sezon, tym Motor sukcesywnie i harmonijnie wkręcał się na obroty, a największą moc pokazał w fazie play- off.
Szczęśliwie Koziołki uniknęły także poważniejszych urazów (nie licząc Grigorija Łaguty, choć on i tak szybko wrócił do jazdy), a w tak kontuzjogennym sporcie to niesamowicie ważne. Parę słów na ten temat może zapewne powiedzieć Marek Grzyb, który w zeszłym roku, w pewnym momencie miał w swojej Stali niemalże szpital. Mało brakowało, a gorzowska drużyna mogłaby w ogóle nie znaleźć się w fazie finałowej. Zapewne pan prezes po tych przejściach nabawił się co najmniej kilku nowych, siwych włosów. Motor zaimponował szczególnie w finale, tworząc dwa niesamowite widowiska. Najpierw w Lublinie remisując, a następnie we Wrocławiu, gdzie po 10. biegu prowadzili jeszcze 31:29. Kto oglądał w sezonie 2021 mecze PGE Ekstraligi ten wie, jakim heroizmem było prowadzenie równorzędnych pojedynków ze Spartą, która niczym walec rozjeżdżała poszczególnych rywali. To tylko świadczy o sile Motoru, który w tym roku będzie już jednym z głównych faworytów do medalu z najcenniejszego kruszcu. To prawdopodobne o tyle, że klub wzmocnił dodatkowo Maksym Drabik, a lubelskie źródła donoszą, że na miejscowym owalu już wykręca czasy na poziomie Dominika Kubery. Oj będzie się działo… Tymczasem Motor Lublin to numer 1 w kontekście oczarowań roku 2021. Jednakże ma on mocnego konkurenta, a jest nim…
Arged Malesa TŻ Ostrovia Ostrów Wielkopolski – ależ Wielkopolanie zaskoczyli możnych eWinner 1. Ligi! Faworyci do awansu byli zupełnie inni. Przed startem sezonu muskuły prężono w Rybniku, Gdańsku i Tarnowie. Bydgoska Polonia, pomimo iż nie tak śmiało, to również zgłaszała aspiracje, aby występować w PGE Ekstralidze. Tymczasem jesienią w wymienionych ośrodkach było słychać tylko głośne jęki zawodu, a w najwyższej klasie rozgrywkowej zameldowali się ostrowianie. A przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej byli oni brani pod uwagę raczej w kontekście walki o utrzymanie. No właśnie, chyba tylko najzagorzalsi kibice wierzyli w dominację swojej drużyny w roku 2021. Tym bardziej, że Ostrovia zakończyła kwiecień okupując doły tabeli, po zanotowaniu dwóch porażek. Potem jednak nastąpiła przemiana. Najpierw wysoka wygrana 33:57 w Tarnowie, a potem systematyczny marsz w górę tabeli. Ta drużyna budowała się z każdym tygodniem, z każdym meczem. Najwyższą formę zawodnicy osiągnęli w kluczowym momencie, a więc w fazie play–off, a w niej potrafili stłuc "na kwaśne jabłko" w domowych spotkaniach najpierw ROW Rybnik, a później inną sensację ligi, czyli Wilki Krosno. To jak pozytywnie szalony był to sezon niech świadczy fakt, że liderami drużyny stali weterani polskich torów czyli 39-letni Tomasz Gapiński i 45-letni Grzegorz Walasek.
I pomimo że cała drużyna odjechała dobry sezon, to oni grali pierwsze skrzypce. Kto by się tego spodziewał? Przecież jeszcze wiosną 2021 r. Walasek był bliski zakończenia kariery. Rok wcześniej zanotował bardzo słaby sezon, a teraz miał walczyć o skład razem z Adrianem Cyferem. Kto wie, czy te przedsezonowe treningi i sparingi nie okazały się kluczowe nie tylko dla pana Grzegorza, ale również całego ostrowskiego speedwaya. Istotne okazało się wsparcie braci Garcarków, którzy pomogli nie tylko finansowo i sprzętowo, ale również mentalnie. Ale nawet wśród nich nie było jednomyślności, co do sensu dalszego sponsorowania doświadczonego zawodnika, co sami potwierdzili w magazynie „Taśma w górę” w ostrowskiej telewizji Proart. Tymczasem następne tygodnie pokazały, że Walasek nie tylko wygrał walkę o skład z Cyferem, a stał się liderem zespołu. Z kolei sam Cyfer ratował się przejściem do Stali Rzeszów, ale nawet zejście ligę niżej nie pomogło w osiąganiu spektakularnych wyników o czym świadczy średnia 1,705.
Ale sam Walasek i Gapiński to za mało, żeby osiągnąć sukces. Tak jak w przypadku Lublina, tak i w Ostrowie świetnie prezentowała się formacja juniorska. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że na tle całej ligi młodzieżowcy Ostrovii byli klasą sami dla siebie, a dodatkowo nie raz toczyli wyrównane pojedynki z seniorami innych drużyn. Mało tego, etatowa para Szostak – Krawczyk to nie wszystko, bowiem na południu Wielkopolski mocno stawiają na szkolenie i w odwodzie jest więcej utalentowanych zawodników, którzy mogą w niedalekiej przyszłości świadczyć o sile klubu. Pierwszym poważnym sprawdzianem będzie Ekstraliga U24. Na wyróżnienie zasługuje również Patrick Hansen. Żużlowiec został pozyskany przed sezonem ze Stali Rzeszów i z miejsca stał wiodącym zawodnikiem eWinner 1. Ligi wśród żużlowców U24. Czasami był tym zawodnikiem, o którym mówi się, że robi różnicę. Jego postawa nie umknęła klubom PGE Ekstraligi, a najbardziej konkretna okazała się Stal Gorzów i to tam Duńczyk spędzi najbliższy rok. Swoją drogą Ostrovia znów pokazała, że umie wyłapywać młode talenty. Sezon wcześniej takim zawodnikiem okazał się Jonas Jeppesen, który szybko zamienił Ostrów na Włókniarza Częstochowa.
Ale przepisem na sukces okazały się nie tylko indywidualności. Była to drużyna z prawdziwego zdarzenia, tworzyła jedność i monolit. Świetnie nad całością panował Mariusz Staszewski, na różnorakich płaszczyznach – mentalnej, taktycznej i szkoleniowej. Sukcesy juniorów to również jego zasługa. Swoistymi dobrymi duchami okazali się wspomniani wcześniej bracia Garcarkowie. To wszystko sprawiło, że ostrowski klub, który w 2020 r. zajął dopiero 6. miejsce, już rok później wywalczył awans do PGE Ekstraligi. Trzeba przyznać, że w pełni zasłużenie, ponieważ na przestrzeni sezonu drużyna okazała się kompletna. Jedynie Oliver Berntzon przez pewien czas nie pokazywał pełni swych możliwości, ale później odnalazł już formę. Awans to wielkie święto dla kibiców, którzy licznie i w żywiołowy sposób dopingowali swój klub w minionym roku. W nadchodzącym sezonie Ostrovia jest skazywana na pożarcie, ale czy tak będzie? W 2019 r. to samo miało stać się z Motorem Lublin, a w jakim miejscu są teraz widzą wszyscy. Kluczem do sukcesu będzie m.in. dostęp do silników Ryszarda Kowalskiego, oraz nieznajomość ostrowskiego owalu przez przeciwników. W dzisiejszym żużlu, który coraz bardziej opiera się na sprzęcie a nie na umiejętnościach, to może mieć kolosalne znaczenie.
Cellfast Wilki Krosno – jedno z większych zaskoczeń zeszłego roku. Gdy beniaminek eWinner 1. Ligi przegrał na inaugurację z ROW Rybnik 27:63, rozpoczęła się lawina komentarzy, iż podkarpacki klub będzie czerwoną latarnią. Z drugiej strony pojawiały się opinie, nie pozbawione zresztą racji, że pierwszy mecz nie mówi wszystkiego i warto dać czas drużynie na rozjeżdżenie się w trakcie sezonu. Zarząd Wilków nie zamierzał jednak biernie się przyglądać sytuacji i działał od razu. Wypożyczono Tobiasza Musielaka z Apatora Toruń i pozyskano Vaclava Milika z Falubazu (posiadał jedynie kontrakt warszawski). Te wzmocnienia okazały się strzałem w dziesiątkę. Od tego momentu Wilki rozpoczęły zwycięską passę wygrywając łącznie 10 z 14 spotkań (w tym oba z Ostrovią) i zakończyły rundę zasadniczą jako lider tabeli! W Krośnie zapanowała radość i padła ważna deklaracja – klub jest gotowy na Ekstraligę. Pozostało jedynie to potwierdzić w play – off. O ile półfinał był niemalże fraszką, tak w finale Wilki musiały uznać wyższość ostrowian. Tym niemniej dla krośnian, którzy byli przecież beniaminkiem, zeszły sezon był naprawdę fantastyczny.
Wynik osiągnięty przez Wilki w 2021 r. jest o tyle pozytywnie zaskakujący, iż został dokonany tak naprawdę wyłącznie przez formację seniorską. Juniorzy byli niebywałą piętą achillesową krośnieńskiego klubu. O nawiązywaniu walki choćby z młodzieżowcami innych drużyn nie było mowy. W biegach z seniorami odległości straty były kolosalne. W zasadzie gdyby juniorzy Wilków w ogóle nie wyjeżdżali do biegów, nie czyniłoby to żadnej różnicy. Czasami nawet pomagałoby to starszym zawodnikom. Dlaczego? Młodzieżowcy Wilków często mieli kłopoty z płynną jazdą i utrzymywaniem się na motocyklu, toteż nieraz mieli nieprzyjemny kontakt z nawierzchnią. W niektórych przypadkach powtórki biegów okazywały się mniej korzystne punktowo dla krośnieńskich seniorów. Dlatego też, wicemistrzostwo ligi jest bardzo dużym sukcesem. Co jednak zabrali juniorzy, dawali seniorzy. Wyróżnić należy Tobiasza Musielaka, który osiągnął drugą średnią biegopunktową ligi, a także Andrzeja Lebiediewa. Jego walka, nieustępliwość, oraz liczne, piękne szarże pod bandą zapewniły mu nie tylko pokaźne zdobycze punktowe, ale także dużą sympatię miejscowych kibiców. Nie dziwi więc fakt ich radości, gdy zarząd klubu przedłużył z nim współpracę na następny sezon.
To wszystko jest o tyle budujące, że po latach marazmu związanego z poprzednim klubem, czyli KSM, w mieście znowu zapanowała moda na żużel. Trybuny nierzadko pękały w szwach, a doping był wspaniały co przekładało się na dobrą postawę zawodników na torze. Klub jest mądrze zarządzany, a polityka finansowa prowadzona w sposób przemyślany. To niby są oczywistości, ale zbyt wiele klubów upadło w ostatnich latach, żeby o tym nie wspominać. Cieszy również przychylność władz miasta, które planują rozbudować stadion. W najbliższych latach Wilki będą szturmować bramy Ekstraligi. W obliczu braku rychłego powrotu Rzeszowa do elity, obecność podkarpackiego klubu wniesie nie tylko trochę świeżości, ale zapewne sprawi w tamtym zakątku Polski niemało żużlowej radości w najlepszym wydaniu. W 2022 r. o awans do Ekstraligi mają walczyć Falubaz Zielona Góra i Polonia Bydgoszcz, ale zakończony nie tak dawno sezon pokazał, że liczne przewidywania można szybko wyrzucić do kosza, a tor jak zwykle zweryfikuje wszystko.
Szymon Januchowski
KLUBOWE ROZCZAROWANIA 2021 - link